poniedziałek, 29 września 2014

Małe zakupy: AVON katalog 13/2014.

Nie ma bata, i nie ma takiej mocy (niestety) żeby, jeśli dostanie się w moje ręce jakikolwiek katalog AVONu skończyło się tylko na oglądaniu. Też tak macie?! I mimo, że nie jestem jakąś wielką fanką ani AVONu ani Oriflame, to zawsze coś tam zamówię i mimo wszystko mam też już swoje ulubione produkty.. Jeżeli już mam się skusić na katalogowe szaleństwo, to muszę przyznać, że bardziej 'leżą mi' kosmetyki z AVONu, jakoś jestem z nimi bardziej oswojona...A dodatkowo mamy w pracy miłą Panią, która dodatkowo kusi zawsze rabatami, no więc jak nie ulec :) I tak oto chciałam Wam pokazać moje szalone (!!!) mega wielkie zamówienie z ostatniego katalogu w formie sztuk trzech :D 


Na pierwszy ogień idzie produkt, na który dawno już miałam ochotę, a że teraz wszedł nowy zapach, to tymbardziej się pokusiłam. Chodzi oczywiście o uniwersalny balsam waniliowy, który jest maleńki i uroczy :) Kupiłam go za magiczną cenę 6,99zł! Ma fajne malutkie opakowanie, i ma wszechstronne zastosowanie. Nadaję się do ust, do skórek, na suche miejsca na ciele (typu łokcie). Miałam kiedyś tą miodową wersję i pamiętam, że bardzo ją lubiłam, był to wręcz must have w mojej torebce, więc ucieszyłam się, że wypuścili waniliową wersję. Fajnie by było, jakby jeszcze kokosową zrobili ;) Naprawdę fajny, wielozadaniowy produkt, a dzięki temu, że ma małe rozmiary, to można go zabrać ze sobą wszędzie. 


Bardzo też lubię AVONowe produkty dla dzieci. Parę razy kupowałam sobie te szampony i żele, które poza tym, że pięknie pachną, to mają superaśne nazwy ;) Teraz zamówiłam sobie szampon 2 w 1 z odżywką 'Rozbrykana Gruszka'. Będzie on mi raczej służył jako żel pod prysznic, bo te zapachy niezwykle poprawiają mi humor. Miałam już kiedyś wersję z jagodą i mango i też były cudne. Z tego co pamiętam kosztowały niecałe 10zł. 


Ostatni produkt pewnie nikogo nie zdziwi, a dodatkowo będzie się idealnie nadawał na nadchodzące jesienne wieczory. Lawendowy intensywnie pielęgnujący krem do masażu stóp na noc, już poznał się bliżej z moimi stopami i muszę przyznać, że bardzo się polubili. Krem fajnie wygładza i nawilża skórę, stosowałam go po kąpieli przed spaniem. 


Krem zawiera witaminę E, ekstrakty z lawendy, mango, olejek z drzewa herbacianego, masło shea i masło kakaowe. Składniki ma więc bardzo fajne, jednak nie oszukujmy się, urzekła mnie tylko i wyłącznie lawenda :) Krem ma fajne opakowanie, nie jest tłusty, szybko się wchłania i nie klei się. 


Krem ma fioletowy kolor, ale nie barwi skarpetek ;) Kupiłam go za 9zł, więc myślę, że warto wypróbować, jeżeli ktoś tak jak ja lubi lawendę :) 


I tak oto prezentują się moje meeeeega małe ;) AVONowe zakupy. Macie swoje ulubione kosmetyki tej marki? Ja bardzo lubię też szampony i maseczki z AVONu. Ale o tym może kiedy indziej... :)



Pozdrawiam! :) <3

środa, 24 września 2014

Jesienna wishlista

Na moim blogu postanowiłam wprowadzić i zamieszczać od czasu do czasu - sezonowo, taką moją chciejlistę wymarzonych produktów na dany sezon. Dzisiaj będzie premiera ;) pierwszej :) Jesień to moja ulubiona pora roku, i tak się zastanawiałam co oprócz kubka gorącego kakao w ręce i kolorowego widoku za oknem sprawiło by mi jeszcze radość. A że kobita długo szukać i rozmyślać nie musi, no to znalazłam parę takich ulubieńców, które chciałabym nabyć w najbliższym czasie. 



No to jedziemy! Jesień to obowiązkowo kupno ciepłej bluzy z misiem w środku (takiej jak ta z House na przykład). Widziałam też parę fajnych w Croppie, więc jeszcze nie wiem na którą się zdecyduje. No i najlepiej jakby była beżowa albo szara :) Na pewno poczekam na jakąś fajną promocję (weekendowe szaleństwo z kuponami), żeby nie płacić za jedną bluzę 99zł. :/  

Co do butów, to od jakiegoś czasu bardzo mi się podobają buty typu sztyblety. Moje 'wymarzone' muszą być skórzane, błyszczące i koniecznie czarne, chociaż widziałam parę par w brązowym odcieniu i muszę przyznać, że też prezentowały się nieźle. Podobna mi się też elastyczna gumka po boku ułatwiająca wkładanie. I pomyśleć, że pierwotnie buty używane były w jeździectwie... ;)

Bardzo lubię zaglądać do Home&You, ale po ostatniej wizycie wpadłam (a raczej przepadłam;)) w szał :) A wszystko przez nową jesienną kolekcję, którą sklep wprowadził. Kolekcję z sówkami :) A że ja ostatnio mam bzika na punkcie wszystkiego, co ma wzór sowy, to przepadłam :) Na zdjęciu widzicie talerze i kubki (które już zakupiłam w ilości sztuk 2, bo nie umiałam się powstrzymać), ale urzekła mnie cała seria. Po talerze na pewno wrócę. Piękne są :) 

Jesienne długie wieczory nadają się idealnie, żeby pochłonąć jakąś ciekawą książkę. W poście o moich ulubionych makijażowych książkach (KLIK) pisałam już, że mam aktualnie chrapkę na dwie pozycję. Jedną z nich jest właśnie nowa książka Bobbi Brown "Magia Spojrzenia", która ukaże się na polskim rynku początkiem października. Książka będzie w całości poświęcona technikom makijażu oczu. Już nie mogę się doczekać aż drapnę ją w Empiku! 

Jeśli chodzi o kosmetyki, to już od dawna przymierzam się do zakupu podkładu z Maca. Chciałam mieć w końcu jakiś porządny podkład, z wyższej półki, jednocześnie taki, który jest sprawdzony i polecany. Myślę, że w tym tygodniu wybiorę się do Katowic, do stacjonarnego sklepu Maca (fajnie, że mamy), i kupię któryś z tych dwóch na zdjęciu. Naczytałam się wiele dobrego zarówno o jednym jak i drugim. Pro Longwear Foundation ma fajniejsze, poręczniejsze opakowanie no i jest oczywiście bardziej trwały i długotrwały, jednak Face&Body Foundation mimo to, że ma delikatne krycie, to podobno robi cuda na buzi (bo do ciała go raczej używać nie będę). Nie wiem jeszcze na który się zdecyduję, na pewno zobaczycie to za jakiś czas na blogu ;)

Od jakiegoś czasu chodzi też za mną zakup pudru marki Ben Nye. To sypki puder do twarzy amerykańskiej firmy, który jest mega wydajny. Zastanawiam się nad dwoma odcieniami: Fair (taki prawie całkiem transparentny) i Banana (jednak boję się, że będzie troszkę za żółty). Szkoda, że stacjonarnie nie ma jak go 'pomacać', ale i tak fajnie, że możemy go dostać chociaż przez internet. 

Zestaw Benefit The Brozne of Champions marzy mi się już od jakiegoś czasu, odkąd zaczęłam poznawać kosmetyki tej marki. Uwielbiam tusz do rzęs They're real!. Jest to jeden z moich ulubionych. Jakiś czas temu, kupiłam na stronie internetowej Sephory zestaw Benefit do ust i policzków Tropicoral. Bardzo podobają mi się te małe zestawy Benefitu. Zawierają mini wersję kosmetyku, dzięki temu możemy szerzej poznać markę, za bardzo fajną, przystępną cenę. Wiedziałam, że na jednym zestawie się nie skończy, więc upatrzyłam sobie kolejny. The Bronze of Champions będzie więc następny :) Kusi mnie jeszcze rozświetlający Primping with the Stars, no ale powolutku... :) 

Jak widzicie, nie są to jakieś strasznie wymyślne, czy wyszukane produkty. To raczej lista tych, które chodzą mi po głowie już od jakiegoś czasu, i fajnie by było mieć je stopniowo u siebie. Będą nagrodą za dobre uczynki :) 

<3 <3 <3 <3 


Mam nadzieję, że jak na pierwszy raz, dałam radę :) Muszę jednak przyznać, że zrobienie takiej wishlisty to wcale na pierwszy rzut oka nie taka prosta sprawa. Ja wzorowałam się i korzystałam z pomocy bloga Aliny, która zamieściła kiedyś taki mały pomocnik w tworzeniu kolaży TUTAJ i dzięki temu wszystko wydaję się być łatwiejsze. Myślę, że z każdym kolejnym razem będzie lepiej no i ładniej :)




Dobrego dnia! :)


niedziela, 21 września 2014

Moja pielęgnacja twarzy

źródło: internet.

Jak już po tytule można się domyśleć, chcę Wam dzisiaj pokazać moje ulubione (i nie tylko) kosmetyki do pielęgnacji twarzy. Produkty przedstawione tutaj to oczywiście nie jedyne, jakie stosuję. Lubię czasem na przemian używać na przykład dwóch różnych kremów albo peelingów, jednak tylko tych, które mam sprawdzone, bo czasem moja skóra jest jednak kapryśna. Mimo wszystko pielęgnacja mojej twarzy jest banalna i prosta.
Rano wygląda to trochę inaczej, niż wieczorem. Ale o tym później. 
Zaczniemy od początku. Moja cera.. Kiedyś, dzięki wizycie (przypadkowej!) u kosmetyczki dowiedziałam się, że miałam atopową, wręcz odwodnioną skórę twarzy, ale dzięki bardzo dobrej ochronie i kosmetykom (głównie aptecznym), które mi poleciła wszystko na szczęście wróciło do normy. Problemem były źle dobierane kosmetyki, i myślę, że z takim problemem boryka się wiele kobiet, które po prostu nie wiedzą jaki mają dokładnie rodzaj cery, i używają kosmetyków niekoniecznie dobrych dla swojej skóry. Mam cerę wrażliwą, mieszaną, w kierunku do suchej, więc nie każdy kosmetyk jest dla mnie dobry. Jednak mam kilka, już sprawdzonych, które mnie dodatkowo nie przesuszają i spisują się dobrze. Karnację mam jasną, z piegami na nosie (do których już przywykłam i które zaakceptowałam).

Poukładałam sobie ten post wg produktów, których (aktualnie) używam. Moja pielęgnacja twarzy jest banalnie prosta i szybka i naprawdę skrócona do minimum. Nie wydziwiam z produktami i nakładaniem tony różnych rzeczy na twarz, a kosmetyki które używam są ogólnie łatwo dostępne.



PŁYNY I TONIKI


Na początek nie do końca pozytywnie, ale potem będzie już tylko lepiej ;) Pierwszy produkt, to dwufazowy ekspresowy płyn do demakijażu z Garniera, który kupiłam w Hebe pod wpływem mega pozytywnych opinii, jakie wyczytałam w internecie. Wszystkie achy i ochy sprawiły, że zapragnęłam mieć go i ja. Lubię produkty dwufazowe, nie przeszkadza mi oleista formuła, ucieszyłam się też że zmywa makijaż wodoodporny. Niestety trochę się zawiodłam, spodziewałam się po nim czegoś więcej. Nie zmywa dokładnie makijażu, muszę się trochę namachać płatkiem, a nazwa mówiła że będzie ekspresowo. W porównaniu do innych dwufazowych płynów jakie miałam, ten zostawia naprawdę silnie tłustą i nieprzyjemną warstwę na skórze. Parę razy zdarzyło się, że rano budziłam się z czerwonymi, piekącymi oczami. Męczę  jednak buteleczkę do końca, lecz na pewno nie wrócę do niego niestety ponownie. Płyn ma w składzie argininę, która ma poprawiać kondycję i wzmacniać rzęsy, jednak takiego efektu też nie zauważyłam. Drugi produkt, który też niekoniecznie pokochała moja buzia, ale który już się prawie kończy to tonik matujący ogórek&limonka z Bielendy. Ma ładny orzeźwiający zapach, plusem jest też to, że jest antybakteryjny i bezalkoholowy i to tyle pozytywów. Trochę mi się twarz klei po jego użyciu, a po paru godzinach miałam wrażenie że twarz robi mi się bardziej tłusta. Nie podoba mi się też to, że ma kolor zielony, i to na waciku, i to gdy nakładam go na twarz. Nie zauważyłam, żeby dokładnie oczyszczał twarz, a co dopiero matował. Skończę go jednak, bo nie lubię wyrzucać kosmetyków, ale już do niego nie wrócę. Może dla kogoś innego będzie się nadawał idealnie, ja niestety się z nim nie zaprzyjaźnię... Mój ulubieniec to tonik/płyn do codziennej pielęgnacji z Clinique. Kiedyś w Douglasie kupiłam sobie taki mały zestaw startowy 3 kroków z Clinique, typ skóry II, czyli mieszana w stronę do suchej. I zakochałam się, najbardziej polubiłam się właśnie z tym płynem, i wiedziałam, że jak skończy mi się ta miniaturka 100ml (która i tak starczyła mi na bardzo długo), to kupię sobie pełnowymiarowe opakowanie. Akurat Clinique otworzyło swoją stronę internetową, a że przesyłka była darmowa, i dodatkowo można wybrać sobie fajne miniaturki w gratisie, to się skusiłam. Mój płyn złuszczający ma pojemność 200ml i kosztował 79zł (jest jeszcze mega pojemność 400ml i kosztuje 125zł). Starcza na bardzo długo, jest bardzo wydajny. Na początku można się troszkę przerazić, bo wszystko co mamy niedoskonałe na buzi, wychodzi na zewnątrz, ale pani w Douglasie uprzedziła mnie, że tak właśnie działa ten płyn. Jednak jest to stan przejściowy, i potem można się cieszyć pięknie oczyszczoną, gładką i świeżą skórą. Płyn początkowo delikatnie mrowił mi  skórę, ale to tylko oznaka, że dobrze działa. Jest to najlepszy płyn/tonik jaki miałam, i absolutnie nie żałuję ani jednej wydanej na niego złotówki. Dzięki temu zestawowi startowemu poznałam się z marką Clinique, dlatego cieszę się, bo mimo, że mają niestety drogie produkty ale za to świetne jakościowo i warte tej ceny. Ostatni produkt, to też jeden z moich ulubieńców. Mowa tu o dwufazowym płynie do usuwania makijażu wodoodpornego z Sephory. Mam pojemność 125ml (w Sephorze dostępne są trzy wersje: 50ml - 15zł, 125ml - 29zł, i 200ml - 45zł). To mój absolutny ulubieniec, jeżeli chodzi o zmywanie makijażu oczu. Jednym pociągnięciem wacika i to bez tarcia schodzi dokładnie wszystko. Jest bardzo wydajny, ta średnia pojemność wystarcza mi naprawdę na dosyć długo. Nie podrażnia, mimo swojej konsystencji nie zostawia na skórze tłustej warstwy. Nie wyobrażam sobie wyjazdu, czy nawet codziennej pielęgnacji bez niego. Raz się zdarzyło, że nie miałam do Sephory po drodze, kupiłam ten z Garniera i dupa :) Bardzo też lubię dwufazowy płyn z Ziaji de-makijaż, jest dla mnie porównywalny właśnie do tego z Sephory, a do tego dużo tańszy.



ŻELE DO MYCIA TWARZY


Mam swoje trzy ulubione. Effaclar z La Roche Posay to mój stały bywalec łazienki. Nie stosuję go codziennie, ale świetnie oczyszcza i eliminuje zanieczyszczenia. O dziwo nie wysusza ani nie przesusza mojej skóry, mimo że polecany jest do skóry wrażliwej i trądzikowej. Zawiera wodę termalną, która nawilża i koi. Nie pasuje mi troszkę jego zapach, ale po tak długim czasie naszej znajomości już się przyzwyczaiłam. Drugi mój ulubieniec to żel oczyszczający Pure Zone z L'oreal. Ma dołączoną super gąbeczkę, która idealnie nadaję się do mycia buzi. Żel zapobiega błyszczeniu się skóry i dogłębnie oczyszcza. Jest wart kupienia dla samej szczoteczki, chociaż działanie samo w sobie jest zadowalające. Ostatni produkt to nowość w mojej łazience. Żel - peeling z Ziaji, z zielonej, nowej serii Oczyszczanie. Jest to produkt typu 2 w 1. Zawiera ekstrakt z liści manuka, działa antybakteryjnie, oczyszcza skórę, działa też nawilżająco i łagodząco. Cała ta seria ma ładny zapach (przynajmniej dla mnie), taki świeży i 'higieniczny' (może to ta manuka..) Peeling ma małe drobinki, które nie drażnią skóry.



PEELINGI DO TWARZY


Moje absolutne must have to chusteczki nawilżane do peelingu z Cleanic. Kupuję je w Rossmannie, miałam je na wakacjach, dzięki temu nie musiałam tachać kolejnej tubki z kolejnym kosmetykiem. Są dwustronne - jedna strona pokryta jest mikrogranulkami, a druga normalna, tak jak nawilżana chusteczka. Chusteczki są dosyć ostre, oczyszczają skórę ekspresowo, ale trzeba ich używać delikatnie, żeby nie podrażnić. Bardzo głęboko oczyszczają i wygładzają skórę twarzy, dają efekt dermabrazji. Chusteczki są dosyć duże, spokojnie mogłyby być o połowę mniejsze. W opakowaniu jest 10 sztuk. Kiedyś bardzo lubiłam takie aloesowe, w zielonym opakowaniu, dwustronne, peelingujące chusteczki, które kupowałam w Super Pharm. Nazwy nie pamiętam, a na półce ich dawno nie widziałam, ale też były dla mnie idealne. Moje ulubione dwa 'tubkowe' peelingi to gruboziarnisty peeling Argan Oil z Eveline i enzymatyczny aktywny peeling z Dermiki. Peeling z Eveline wcale nie jest taki strasznie gruboziarnisty jak nazwa wskazuje, powiedziałabym raczej że ma delikatne drobinki. Nie wiem, jak ja to kupowałam, że nie przeczytałam na opakowaniu, że peeling nadaję się do skóry mieszanej i tłustej (a ja mam raczej mieszaną w kierunku do suchej), ale na szczęście nie robi mi on kuku, i nad wyraz dobrze się sprawdza. Zawiera olejek arganowy, który odnawia komórki, i kwas hialuronowy, który nawilża i wygładza. Drobinki peelingujące nie są ostre, konsystencja jest dość gęsta, nie ścieka nam z twarzy, bardzo dobrze oczyszcza i odświeża twarz. A do tego jest wydajny i niedrogi (coś około 10 zł). Troszkę nie potrafię się jeszcze przekonać do peelingów enzymatycznych. Ale powoli próbuję. Aktywny peeling enzymatyczny Dermiki z serii Pure kupiłam na promocji w Super Pharm już jakiś czas temu. Ucieszyłam się że był na promocji, bo już jakiś czas jego zakup chodził mi po głowie, wydawał mi się produktem takim trochę luksusowym, ale że był trochę drogi (około 40 zł), to się wstrzymywałam. Dobrze działa, i powoli przekonuję się do jego formuły. Nie ma drobinek, trzeba go nałożyć tak jak a'la maseczkę, odczekać chwilkę i zmyć. Jest bardzo wydajny, końca nie widać... Pachnie glinką, którą zawiera w swoim składzie, ma jednolitą, musztardową, gładką konsystencję. Stosuję go maksymalnie raz w tygodniu, a czasem nawet i rzadziej. Nie podrażnia i nie powoduje pieczenia skóry. Lubię go, ale szału nie ma :D Cieszę się, że kupiłam na promocji. Ostatni produkt to pasta do głębokiego oczyszczania z Ziaji. Jak widzicie nowa seria Ziaji bardzo mi się spodobała. Pasta jest bardzo fajna, ale już zauważyłam, że przy codziennym używaniu raczej wydajna nie będzie. Dzięki Bogu jest tania, bo na pewno będę do niej wracać. Rozprowadzam pastę na dłoniach i myję twarz jak żelem, czy peelingiem. Podciągłam ją pod peelingi, bo może być dobrą alternatywą dla peelingu enzymatycznego z Dermiki. Ma właściwości złuszczające, mam wrażenie że cała ta seria dobrze się Ziaji udała :) Używam prawie codziennie do wieczornego oczyszczania twarzy.


KREMY DO TWARZY


Kremów do twarzy mam kilka, co nie znaczy, że po kolei nakładam je warstwami :D To są aktualnie wszystkie moje ulubione, które używane są przeze mnie na zmianę. Służą mi dobrze, więc na razie nie mam potrzeby rozglądać się za czymś innym. Kremy, które stosuję na dzień, idealnie mi służą nakładane pod makijaż.
Moim ulubionym (jak na razie ;)) jest Hydrolipidowy krem ochronny do twarzy z SF 50+ z firmy Pharmaceris o którym pisałam już osobną recenzję KLIKNIJ TUTAJ. Nakładałam go całe lato, i mimo, że jego pojemność to 50 ml, to myślę, że wystarczy mi jeszcze na jakiś czas, bo jest bardzo wydajny. Odkąd poznałam się z kremem z filtrem, teraz nie wyobrażam sobie bez niego mojej pielęgnacji. Wszystko co z filtrem rządzi! :)
Bardzo też lubię opalizujący krem z Ziaji z serii Sopot. Ma fajną konsystencję, lubię jego zapach, poprawia delikatnie koloryt skóry i dodaje blasku. Jest nasz polski, łatwo dostępny i tani. Na wakacjach, na zmianę z Pharmaceris używałam nawilżającego kremu z Sephory. Krem ma leciutką konsystencję, błyskawicznie się wchłania, nie klei się. Ma fajną, podręczną pojemność 30ml, przyjemnie, delikatnie pachnie. Pierwszy raz kupiłam go dzięki jakiejś szalonej promocji (kosztował wtedy 9,99zł) i teraz często po niego sięgam (jest to już moje 3 opakowanie). Od czasu do czasu, gdy czuję, że moja skóra twarzy jest ściągnięta i wysuszona sięgam po uniwersalny krem z Yves Rocher. Ma sporą pojemność 125ml, i nadaje się także do całego ciała. Ma trochę gęstą, ale jednak aksamitną konsystencję, dobrze sprawował mi się nałożony pod makijaż.
Na noc ukochałam  sobie mikrozłuszczający krem z kwasem migdałowym z Ziaji z tej nowej, zielonej serii Ziaja Oczyszczanie. Już wcześniej chciałam sobie kupić ten krem z kwasem z Pharmaceris, więc fajnie, że Ziaja wypuściła coś podobnego, za to w dużo bardziej przystępnej cenie. wiem, że niektórzy bardzo narzekają na zapach kremu - ja natomiast mam na odwrót, bardzo lubię ten zapach. Krem ma za zadanie złuszczać i odnawiać naskórek, oczyszczać skórę z zaskórników a przy tym nawilżać. Stosuję go na zmianę z olejkiem z Rossmanna ale o tym później :)



KREMY POD OCZY


Kremów pod oczy mam mnóstwo i muszę się przyznać, że niestety nie stosuję ich regularnie. Na zdjęciu widzicie moje dwa ulubione. Nawilżający krem marki Nuxe, ma działanie kojące i odżywcze. Lubię jego zapach, jest taki jakby lekko ziołowy, kojarzy mi się z leśną polaną :D. Jest dobry dla mojej suchej skóry, szybko się wchłania, niestety jest drogi, więc pewnie nie zawita do mnie ponownie. Mam też żel fizjologiczny pod oczy firmy Iwostin, który kupiłam dlatego, bo szukałam takiego, który nie uczula i jest hypoalergiczny. Żel ma delikatną formułę, i jest przeznaczony dla odwodnionej skóry, zmniejsza obrzęki i cienie pod oczami.
Zapomniałam wspomnieć, że na wakacjach zachwycił mnie krem pod oczy z Clinique All About Eyes. Robiąc zakupy na stronie internetowej Clinique, mogłam wybrać sobie zestaw miniaturek, i jedną z tych, które wybrałam była właśnie miniaturka kremu pod oczy. Miniaturka jak się okazało wcale nie była tak mała, bo mam ją do teraz. Krem pięknie wygładza i odżywia skórę wokół oczu. Jest bezzapachowy, ma piękny słoiczek i nawilża nieziemsko. Nie wiem jednak czy byłabym skłonna wydać ponad 100 zł na krem pod oczy, natomiast jeśli będę robić zakupy na stronie Clinique, to na pewno wybiorę znów miniaturkę tego kremu jako gratis.



SERUM I OLEJE


Wieczorem, po oczyszczeniu twarzy rzadko stosuję krem (chyba, że ten z Ziaji), natomiast królują u mnie olejki. Suchy pielęgnacyjny olejek z Nuxe mam już nie wiem od jakiego czasu. Jest mega wydajny, nie wiem kiedy (i czy w ogóle) mi się skończy. Pachnie przepięknie. Jest mega uniwersalny. Nadaje się na twarz, na ciało, włosy, paznokcie, i gdzie tam macie ochotę. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia tłustej, oleistej warstwy. Na lato nadaje się na codzień na całe ciało. Posmarowane nim nogi i ręce wydają się smuklejsze i bardziej glam :) Jest jeszcze wersja ze złotymi drobinkami, ale nie przemawia do mnie wygląd jak świecidełko z choinki, chociaż pewnie pięknie prezentuję się na opalonej skórze. Niestety jest troszkę drogi (ja swój wyjęczałam i w końcu dostałam w prezencie od swojego chłopa ;)). Dobrze nawilża i wygładza skórę. Ma ładne, aczkolwiek trochę ciężkie, szklane opakowanie. Ale nie wyobrażam sobie go na przykład w plastiku. Opakowanie sprawia, że produkt wydaję się być bardziej ekskluzywny. Godny polecenia. Troszkę go niestety ostatnio zaniedbałam na rzecz nowo kupionego olejku do twarzy z granatem Bio z Alterry z Rossmanna. Olejek przeznaczony jest do skóry suchej i bardzo suchej. Ma w swoim składzie olej z pestek granatu i olej migdałowy. Nakładam go na twarz co wieczór, po oczyszczeniu. Ma fajną, małą, poręczną buteleczkę z pompką. Jest bardzo wydajny, mam go już jakiś czas a prawie nic nie ubyło :) Był tani, posiada certyfikat, ma naturalne składniki, robi dobrze mojej buzi więc na pewno wart jest polecenia :) Co jakiś czas lubię też na wieczór użyć sobie żelu nawilżającego Rival de Loop z Rossmanna. Dla mojej skóry to raczej takie bardziej a'la serum niż żel. Żel ma ładną, szklaną buteleczkę z pompką. Jest odświeżający i odżywiający. Szybko się wchłania, dobrze nawilża i koi. Strasznie podoba mi się zapach, jest taki specyficzny, ale nie umiem określić. Stosowałam parę razy pod makijaż, dobrze się sprawował, ładnie wygładzał skórę twarzy. Zawiera podwójny hialuron i pantenol. Był tani, ale nie pamiętam ile kosztował, bo mam go już jakiś dosyć spory czas. Wydajność też całkiem przyzwoita, żel jest zbity i gęsty. Najfajniejsze jest dla mnie to, że produkt daje odczuwalne uczucie chłodzenia i wyraźnego odświeżenia. 


RESZTA



Ostatnie dwa produkty są dla mnie również niezbędne i nieocenione podczas pielęgnacji mojej twarzy. Raz na jakiś czas, gdy czuję, że moja skóra lekko się przesuszyła lubię sięgnąć po nawilżające kapsułki pielęgnacyjne do twarzy z Rival de Loop z Rossmanna. Są tanie, a poleciła mi je moja pani kosmetyczka (podczas wizyty o której pisałam na samym początku). Niby taki zwykły, tani produkt z Rossmanna a uwierzcie, że potrafi wiele :) W opakowaniu jest 7 kapsułek, które zapewniają mega intensywną i szybką regenerację suchej skóry. Zawartość kapsułki wyciskamy na umytą twarz i to cała filozofia. Nie wyobrażam sobie także demakijażu bez płatków Lilibe z Rossmanna. Przetestowałam już różne płatki i zawsze wracałam do tych Rossmannowych. Są niezastąpione. I taniutkie. Zawsze miałam te zwykłe opakowanie, teraz  szaleńczo pokusiłam się o wersję z aloesem :P. 

Ważną częścią pielęgnacji mojej twarzy jest też nakładanie raz na jakiś czas maseczki :) Pisanie posta o maseczkach pamiętam, że sprawiło mi ogromną radość, a moje wypociny możecie poczytać TUTAJ


Jak widzicie, nie używam produktów jakoś specjalnie wyszukanych, tylko raczej takich ogólno-dostępnych. Moja pielęgnacja jest prosta jak budowa cepa :) A wy jakie macie swoje ulubione rytuały albo tricki pielęgnacyjne? Jakich kosmetyków lubicie używać?





Miłego dnia życzę! :)

środa, 17 września 2014

Żel do higieny intymnej z Eveline

Jakiś czas temu na portalu kobieta.gazeta.pl wygrałam w konkursie żel LactaMED do higieny intymnej marki Eveline. Żele na rynek wprowadzone zostały stosunkowo niedawno, więc pierwszy raz miałam z nim doczynienia, ucieszyłam się więc, że będę go mogła sobie przetestować. Nie jest to żaden post reklamujący, nie musiałam pisać żadnej recenzji ani oceny, chciałam jedynie podzielić się z Wami swoją opinią. Używam żelu od około 2 miesięcy, zdążyłam więc już wyrobić sobie o nim swoje zdanie. Wcześniej wierna byłam od długiego czasu emulsji Lactacyd Femina, która gości w mojej łazience już ładnych parę lat.




Dostępnych jest kilka rodzajów, ja wybrałam wersję przeznaczoną do codziennego stosowania. 

Opakowanie:
Produkt dostajemy zapakowany w duży pomarańczowo - biały kartonik, na którym widnieje sporo interesujących informacji do przeczytania. Buteleczka ma pojemność 250 ml, i co najważniejsze (dla mnie przynajmniej) ma pompkę! Uwielbiam produkty z pompką, niesamowicie ułatwiają użytkowanie. 

Dostępność:
Myślę, że dostępny będzie bez problemu w każdej drogerii i w dużych marketach.

Cena:
Nie wiem, bo wygrałam, ale na internecie widziałam, że coś około 14 / 16 zł.

Konsystencja / Zapach:
Żel jest gęsty, co sprawia, że jest bardzo wydajny. Łatwo go zmyć. Ma gęstą, przeźroczystą konsystencję i ładny, ale bardzo delikatny, nie drażniący zapach. 

Działanie:
Moja wersja przeznaczona jest do codziennego stosowania, doskonale nawilża, koi i łagodzi podrażnienia, neutralizuje nieprzyjemny zapach, wyjątkowo delikatnie myje, nie wysusza, nie narusza bariery hydrolipidowej naskórka, pozostawia uczucie świeżości i komfortu.  Działa antybakteryjnie, przywraca naturalną równowagę pH, chroni przed infekcjami. 

Skład: 
Nie zawiera parabenów, mydła, alkoholu i składników barwiących. Był testowany dermatologicznie. Zawiera łagodne składniki myjące pochodzenia naturalnego oraz substancję aktywne, które dbają o prawidłową równowagę mikroflory miejsc intymnych. Dodatkowo zawiera kwas mlekowy, wyciąg z aloesu, d-panthenol i alantoinę. 
składniki: aqua/water, sodium laureth sulfate, cocamidopropyl betaine, glycerin, sodium chloride, lactitol, xylitol, panthenol, propylene glycol, aloe barbadensis leaf extract, cocamide dea, lanolin, lactid acid, allantolin.


Podsumowując, cieszę się, że mam przyjemność przetestować ten żel. Pewnie sama z siebie nigdy bym go nie kupiła, bo wierna i przyzwyczajona jestem do Lactacydu, ale muszę powiedzieć że LactaMED spisuję się porównywalnie bardzo dobrze. Swoje zadanie wykonuje znakomicie, i co najważniejsze, jest delikatny i nie podrażnia. Mimo, że ma delikatny, niedrażniący zapach, to wolałabym jednak, żeby był całkowicie bezzapachowy (tak jak Lactacyd). Konsystencję też mają troszkę inną, Lactacyd jest bardziej gęsty i zbity, bo jest w formie emulsji, natomiast żel z Eveline, mimo to, że też jest raczej gęsty, to jednak jak nazwa wskazuje jest to żel. Nie sprawiło mi to jednak żadnych trudności czy też niewygody podczas używania, po prostu jestem przyzwyczajona do innej formy.


Zachęcam do wypróbowania, jeśli kiedyś wpadnie w Wasze ręce. Widziałam, że w sieci było teraz dużo akcji promocyjnych spowodowanych pewnie wypuszczeniem na rynek ten nowej serii, więc pewnie sporo osób będzie miało szanse bliżej się z nim zapoznać. 






...miłego dnia! :)

sobota, 13 września 2014

Moje ulubione książki o makijażu

Parę lat temu zapisałam się na zajęcia do szkoły Wizażu i Stylizacji Paznokci. O ile paznokcie nie do końca mnie 'jarały', to jednak chciałam podszkolić się i dowiedzieć się czegoś więcej o makijażu, tak dla samej siebie. Zapisałam się z koleżanką (żeby było raźniej ;)), która miała fioła na punkcie paznokci, więc uzupełniałyśmy się świetnie :) Każde kolejne 'makijażowe' zajęcia sprawiały mi coraz większą frajdę, coraz więcej przydatnych informacji docierało też do mojej głowy :) Świadomiej robiłam zakupy i wybierałam produkty dla siebie. Tak zaczęła się moja przygoda i jeszcze większe zakochanie w kosmetykach. Dzięki szkole zaczęłam też bardziej zwracać uwagę na to co kupuję. Nie wybierałam już produktów 'na oko' czy 'pierwszych lepszych'. Potrafiłam dokonywać wyborów już bardziej świadomie. Poznałam nowe produkty (bo wcześniej nawet nie miałam pojęcia, co to choćby rozświetlacz :)) Chcąc kontynuować swoją pasję zaczęłam też czytać magazyny i książki o takiej tematyce. I tak dzisiaj chciałam Wam przedstawić parę książek, które mam w swojej biblioteczce, i które okazały się bardzo fajne, pomocne i ciekawe. 




Mam (jak na razie) cztery książki, które dzisiaj chciałabym Wam pokazać i troszkę przybliżyć ich treść. Zachęcam do zakupu, jeśli ktoś interesuję się makijażem (tak dla samej siebie - choćby ja), będą idealną lekturą. Są do kupienia bez większego problemu chociażby w empiku. Ja swoje dwie kupiłam w epiku, jedną w Naturze a jedną w Hebe ;-)



Pierwszą kupioną przeze mnie książką był 'przewodnik' "Perfekcyjny Makijaż" Bobbi Brown. Nazwę znałam, ale kojarzyłam głównie z kosmetykami z Douglasa (nie miałam wcześniej pojęcia, że to marka stworzona przez kobitkę, która pisze jakiekolwiek książki). Książka jest bardzo ładnie wydana. Była chyba najdroższą ze wszystkich książek, które posiadam (około 69zł), ale można polować na różne rabaty w empiku, czy bezpośrednio w wydawnictwie, wtedy zawsze jest taniej. Mam ją już ze dwa lata. Polecam dla wszystkich, nie tylko dla profesjonalistów, napisana jest łatwym, przejrzystym językiem, więc każdy, kto zainteresowany jest sztuką makijażu znajdzie tu cenne wskazówki. Bobbi Brown to znana na całym świecie makijażystka, popularna wśród gwiazd. 



Książka podzielona jest na dwie części; pierwszą - podstawową i drugą, jak to nazwała autorka - 'mistrzowski poziom'. Zawiera 12 rozdziałów. Opisane w niej jest chyba wszystko, co musimy wiedzieć o makijażu i nie tylko. Znajdziemy tam m.in. wpisy o pielęgnacji skóry, narzędziach i technikach makijażu, wskazówki nt. makijażu oczu, doborze odpowiednich kosmetyków w zależności od rodzaju skóry i karnacji.



Każdy rozdział jest dodatkowy podzielony na podrozdziały. Głównych rozdziałów jest 12. Treści przeplatane są fachowo zrobionymi zdjęciami. 
Rozdział 1 - Kurs makijażu                                                           
Rozdział 2 - Sprzęt i wyposażenie              
Rozdział 3 - Skóra                                      
Rozdział 4 - Twarz                                     
Rozdział 5 - Usta                                          
Rozdział 6 - Oczy       
Rozdział 7 - 10 kroków do doskonałego makijażu
Rozdział 8 - Makijaż specjalny
Rozdział 9 - Sztuka makijażu
Rozdział 10 - Podstawowe narzędzia profesjonalisty
Rozdział 11 - Makijaż dla zaawansowanych
Rozdział 12 - Legendy i niezapomniane chwile makijażu


Książka "Perfekcyjny Makijaż" powinna być obowiązkową lekturą w każdej szanującej się biblioteczce :) Jeśli będziecie w empiku zachęcam, żeby chociaż sobie ją pooglądać. Jest pełna kolorów, informacji makijażowych i trików. 


Jakiś rok temu, będąc na zakupach w Naturze wpadła mi w oko książka Katarzyny Kozłowskiej-Kołodziejskiej "Akademia Makijażu" a że była akurat na promocji, to no nie mogłam nie skorzystać i jej nie kupić ;) Autorka to makijażystka, wizażystka gwiazd, nasza polka rodzima. Założycielka Szkoły KozłowskaVisage w Warszawie. 


Książka ma tak pozytywną okładkę, że przyznam szczerze kupiłam ją dlatego, że okładka mnie urzekła. Zakochałam się w makijażu z okładki i ogarnął mnie dziki szał na takie rude włosy :) Zresztą do dzisiaj mi to po głowie chodzi :) Fajne jest to, że książka jest tania (ja kupiłam chyba za 19 zł) i dostępna w drogerii Natura (nie wiem jak teraz, musiałybyście zapytać).
Ma 158 stron, spis treści podzielony jest na dwie części : Część I - Teorię, i część II - Praktykę


W części I opisane zostały wszystkie akcesoria i kosmetyki, jakie potrzebne są, by stworzyć makijaż. Dowiedzieć się też możemy m.in. jak dopasować makijaż do karnacji, stroju, czy nawet pory roku. W części II natomiast przedstawione są już konkretne propozycje makijażu na różnych modelkach w różnym wieku i o różnych typach urody. Książka jest pięknie wydana i bogato zilustrowana. Zawiera mnóstwo przydatnych informacji, część teoretyczna jest bardzo fajnie rozbudowana. 


Przedstawiany w książce makijaż bazuje na kosmetykach firmy Kobo, dostępnych oczywiście w Naturze. 

Druga 'drogeryjna' książka została wypatrzona przeze mnie jakiś rok temu podczas zakupów w Hebe. Kosztowała około 19 zł, widziałam, że jest też dostępna w empiku a nawet można sobie ją ściągnąć w pdf z internetu. Mowa tu o książce pt. "Makijaż w mgnieniu oka" Rae Morris. 


Książka ma mniejszy format, niż pozostałe, jest fajnie zgrabna i poręczna. Patronatem medialnym książki jest wizaż.pl i wydawnictwo uroda. Autorka jest jedną z najpopularniejszych wizażystek świata. Wydała też znaną i dobrze sprzedawaną książkę "Makijaż bez tajemnic", która uznawana jest za biblię makijażu i niezbędnik w każdej biblioteczce :) I na którą mam wielką ochotę, więc na pewno będzie to kolejna pozycja do zdobycia na mojej liście. Już 'namacałam' jej treść przy okazji ostatniej wizyty w empiku i wiem, że będzie moją kolejną zdobyczą :) Jest nazywana biblią wizażu, pięknie wydana, gruba jak pierun, niestety droga (coś koło 69zł, ale będę polowała na jakąś obniżkę), ale warta grzechu :D


Spis treści składa się z pięciu rozdziałów: 
1. Błyskawiczne poprawki w ciągu dnia (baaaaardzo przydatny rozdział o tym jak szybko i sprytnie poprawić makijaż w ciągu dnia ;))
2. Przygotowanie skóry i podkład (dzięki tym wskazówkom można skrócić czas na zrobienie makijażu nawet o połowę)
3. Oczy (akcesoria, które pomogą stworzyć nowe spojrzenie)
4. Tabele kolorystyczne (pomogą perfekcyjnie dobrać kolory do odcienia karnacji a nawet do stroju)
5. Ekspresowy makijaż (przykłady makijażów i tricki na to, by wykonać je w kilka chwil).


Przeczytanie i ogarnięcie książki zajęło mi jedno spokojne popołudnie. Książka nie jest takim typowym, rozbudowanym przewodnikiem po sztuce wizażu, tylko raczej pozycją łatwą, ekspresową, przejrzystą. Ogarniemy ją raz, dwa (jak tytuł sugeruje; w mgnieniu oka). Samej teorii jest mało, około 30 stron, reszta to propozycje makijażowe. Czasem sięgam po nią sporadycznie, ma cudnie wymyślone te tabele kolorystyczne, łatwo możemy dobrać, co do czego nam pasuje. 


Książka nadaje się idealnie, jeśli chcemy komuś zrobić fajny prezent. Nie znajdziemy w niej raczej zbyt wielu profesjonalnych informacji, ale absolutnie nie żałuję zakupu, bo jest to bardzo fajna do przejrzenia i poczytania pozycja. 

Ostatnia książka, którą posiadam, i na którą polowałam w pocie czoła w empiku to "Sekrety Makijażu" Eryki Sokólskiej. 



Eryka Sokólska to nasza rodzima, bardzo znana makijażystka gwiazd. Dochód ze sprzedaży książki wspiera Kampanię Życia - Avon kontra Rak Piersi. Kupując książkę, przy okazji robimy coś dobrego. 
Na tę książkę bardzo długo polowałam, ciągle nie umiałam znaleźć jej w empiku, aż w końcu poprosiłam miłego pana z obsługi o pomoc i jakimś cudem znalazł ostatnią sztukę, którą ktoś przestawił gdzieś na drugi koniec sklepu. Uradowana wracałam całą drogę do domku :) Książka kosztowała około 49zł. 



W porównaniu z innymi pozycjami, książka nie jest gruba. Spis treści składa się z kilku rozdziałów; 
1. Sekrety piękna
2. Akcesoria i przybory
3. Kosmetyki
4. Dobór kolorów
5. Przygotowanie
6. Podstawowe zasady
7. Techniki makijażu
8. Makijaż na różne okazje
9. Inspiracje

Jako, że książka wspiera kampanię marki Avon, to i wszystkie wykorzystane w tej publikacji kosmetyki są również marki Avon. W książce fajne jest głównie to, że oprócz kilku modelek 'wystąpiło' dwadzieścia gwiazd, które na codzień widzimy w telewizorze, albo na okładkach czasopism (m.in. Katarzyna Maciąg, Monika Mrozowska, Katarzyna Sowińska, Agnieszka Popielewicz, Marta Żmuda-Trzebiatowska, Sonia Bohosiewicz, Grażyna Wolszczak, Magdalena Boczarska, Marcelina Zawadzka, Marzena Rogalska, Beata Sadowska, Edyta Herbuś, Kasia Zielińska, Małgosia Socha...)



Część teoretyczna opisana jest w bardzo fajny i ciekawy sposób. Teoria zajmuję większą część książki. Możemy poczytać o różnych wskazówkach i wielu pomocnych radach i  trikach, które są łatwo i przejrzyście napisane. Książkę uzupełniają pięknie wykonane zdjęcia (umieszczone głównie w dużym formacie). 





Jak powszechnie wiadomo, książki są dobrą inwestycją (przynajmniej dla mnie), dlatego zawsze chętnie kupuję interesujące mnie, nowe pozycje. Cieszę się, że mam już stworzoną swoją małą biblioteczkę, która szczęśliwie ciągle się rozrasta :) Lubię książki o różnej tematyce, dlatego też z radością kupiłam też książki przedstawione w dzisiejszym poście. Zachęcam do kupienia (lub choćby przejrzenia), bo są to pozycje do których będziecie na pewno wracać. Nie ma takiej opcji, że będą leżeć i kurzyć się na półce. Informacje w nich zawarte to skarbnica wiedzy, kopalnia pozytywnych i pomocnych informacji, niezależnie od stopnia zaawansowania, czy wieku. Wiedza teoretyczna i praktyczna, która zawarta jest w tych poradnikach pomoże bawić się makijażem i tworzyć różne jego wersje. 

Mam już dwie kolejne, upatrzone dla siebie pozycje. Marzy mi się "Pałac Kolorów. Magia makijażu" Doroty Kościukiewicz-Markowskiej (okładka jest przepiękna) no i wspomniany już wcześniej "Makijaż bez tajemnic" Rae Morris. Początkiem października ma się ukazać też nowa książka Bobbi Brown "Magia spojrzenia", i myślę, że jeśli będzie godna uwagi (a na pewno będzię! ;)), to capnę i ją :)



<3 <3 <3 <3 <3 miłego weekendu! <3 <3 <3 <3 <3 

środa, 10 września 2014

Wrześniowe zakupy - kosmetyki do pielęgnacji






Początkiem września wybrałam się parę razy na zakupy (czyli dziki szoping :)) w celu upolowania fajnych jeansów. Jak to zazwyczaj bywa, spodni nie znalazłam, więc na pocieszenie wstąpiłam do Rossmanna, SP i paru tam jeszcze po drodze. To zazwyczaj wystarcza, żebym wróciła do domu bardziej uśmiechnięta, nie poszalałam za bardzo, to jedynie same przydatne rzeczy (hehe, czy ja w ogóle kupuje jakieś niepotrzebne..:P )
Będą dwa posty, bo nie chciało mi się aż tak rozpisywać, więc rozdzieliłam moje zakupy, dzisiaj będzie o kosmetykach do pielęgnacji a na dniach do makijażu.






Na początek rzecz przydatna bardzo czyli żele pod prysznic. Przy okazji zwykłych zakupów zawsze upatrzę jakiś nowy, fajny zapach, a że zazwyczaj kosztują grosze, to żal nie brać :D



Isanowe żele kosztują grosze a dodatkowo były jeszcze na promocji, więc nawet się nie zastanawiałam..
Limonkę&mięte znają i lubią chyba wszyscy. Jest fajnie orzeźwiająca, pobudzająca, musiałam chapnąć ją znów :) Mój ulubiony to olejek melon&gruszka. Pięknie, słodko pachnie. No i jest to bardziej olej pod prysznic, niż żel, więc konsystencja jest bardziej delikatna. Dwa nowe, których wcześniej nie miałam przyjemności poznać; marakuja&kokos pachnie bardzo ciekawie. Słodko ale nie mdli. Ciekawa jestem, zobaczymy. I drugi; witaminowo&jogurtowy pachnie bardzo delikatnie, ale też przyjemnie. Żele jak to żele, mają za zadanie umilać nam prysznic :) Nie wymagam zbyt wiele, te z Isany zawsze spisywały się u mnie dobrze, więc są sprawdzone, tanie i godne polecenia.


Żele część druga :) Upatrzony na promocji żel Fa melonowo&witaminowy przypadkowo trafił do koszyka. Ale czuję, że będę zadowolona, bo też pięknie, świeżo pachnie. W ogóle zauważyłam, że lubuję się coś ostatnio w słodkich zapachach. Większa część mojej łazienki jest 'słodka' :) Mój facet za to wierny jest tylko kokosowym i miodowym zapachom, chociaż jak czasem wywącha jakiś fajny, to mi podbierze :) Ten z Yves Rocher Purple Lilac dostałam przy okazji zakupów. Miałam go już kiedyś. Bardzo lubię zapach bzu, więc dobrze, że zagości na półce, bo przypomni jesienną porą trochę wiosny. Żel z Oriflame z Natur Secrets gości u mnie pierwszy raz. Ale cieszę się bardzo, bo wszystko co lawendowe sprawia mi ogromną radość :)


Biovax bardzo lubię, mają świetne produkty, a że po wakacjach moje włosy troszkę osłabły, to postanowiłam zaopatrzyć się w końcu w jakąś maskę do włosów (chociaż nie lubię używać odżywek i masek) i kupiłam intensywnie regenerującą maskę do włosów słabych ze skłonnością do wypadania. Akurat była na promocji, więc lepiej dla mnie. Już dwa razy stosowałam, miałam potem mięciutkie włosy, więc myślę, że się polubimy. W zestawie z maseczką jest czepek, dzięki któremu produkt może lepiej zadziałać. Moje ulubione chusteczki do higieny intymnej facelle z Rossmanna kupuję zawsze na zapas jeśli są w promocji a ja jestem akurat w Rossmannie. Godne polecenia, bo najlepsze jakie miałam. Odżywka a raczej olejek arganowy do włosów z Douglasa już podbił moje serce. Pięknie pachnie, nie klei włosów, ładnie odżywia. Wmasowuję go po myciu w wilgotne włosy, prawie codziennie i już zauważyłam, że włosy się ładnie błyszczą i regenerują. Odżywił moje końcówki a do tego był na promocji, więc tymbardziej żal było nie kupić. Aaa i już zauważyłam, że będzie mega wydajny. Nic a nic się go nie zużywa, wystarczą dwie małe kropelki. Pasta do zębów, która już kiedyś u mnie gościła i byłam zadowolona, więc kupiłam ją ponownie. Pearl Drops hollywood smile, delikatnie wybielająca pasta do zębów (niby z systemem 4d - jakich to bajerów teraz nie wymyślą). Ma ładny, delikatny smak (nie wykrzywia mi buzi, jak większość, a tego nie lubię), bezpiecznie oczyszcza i rozjaśnia odcień zębów. Ostatni produkt ze zdjęcia to nowość, na którą miałam wielką ochotę, ale jeszcze nie testowałam. Miałam kupon rabatowy z SP, więc postanowiłam wykorzystać i skusiłam się na lakier żelowy utwardzający Sechce Vite. Nakłada się go na mokre, pomalowane paznokcie i ma dać efekt takiej a'la hybrydy. Ciekawa jestem bardzo, zobaczymy. Czytałam bardzo dużo pozytywnych opinii, więc mam nadzieję, że okaże się przydatny. 


Krem CC do ciała z Bielendy chciałam kupić już latem (w sumie nie wiem, czemu kupiłam go dopiero teraz, jak już kończy się sezon na krótkie galotki :)). Użyłam parę razy, ładnie pachnie (na szczęście nie tak, jak balsamy brązujące, bo zawsze drażnił mnie ten zapach), ma rozświetlające drobinki, pielęgnuje jak balsam, ma wygodną tubę. Na początku wystraszyłam się brązowego koloru, ale nie barwi i szybko wnika w skórę. Trochę spóźniony zakup, bo na lato byłby idealny. 


I ostatnie dwa produkty. Krem do pielęgnacji twarzy na dzień z filtrem z Palmersa kupiłam, bo był na promocji. Ot tak po prostu miałam ochotę wypróbować. Lubię tą markę, mam sporo produktów i zawsze jestem zadowolona, więc kupiłam w ciemno, ale myślę, że się polubimy. Krem jest w tubie, ma lekką, szybko wchłaniającą się konsystencję i ładnie pachnie (jak to produkty z Palmersa). Smaruję rano, pod makijaż na zmianę z tym z Pharmaceris o którym pisałam wcześniej KLIK. Olejek do twarzy Alterra z granatem bio pokochałam od razu. Zawsze wieczorem po myciu i oczyszczeniu nakładam go na twarz zamiast kremu. Rano mam mięciutką, gładziutką i nawilżoną skórę. Kosztował w Rossmannie grosze, a jest lepszy (przynajmniej dla mnie) niż niejedno drogie serum. Pachnie cudownie, jest wydajny i dobrze się wchłania. 



Dobrego tygodnia Wam życzę! :)