Dzisiaj, postanowiłam odpocząć po cały zabieganym tygodniu, dlatego też dzisiaj aktywnie dnia nie spędzę. :) będzie relaks i chillout! Czasem potrzeba nam takiego wyciszenia i ukojenia. Jest to czas idealny żeby odpocząć, zrelaksować się, poleżeć pod kocem z ciepłą herbatką z miodem i cytryną, przeczytać jakąś ciekawą książkę, na którą nie mamy czasu zabiegane w tygodniu, przejrzeć magazyny, albo odpocząć poprawiając sobie humor takim domowym spa. :) dzisiaj będzie trochę o takich polepszaczach, które większość z nas na pewno bardzo lubi, czyli maseczki, taaaram! Ja niestety stosuje je raczej nieregularnie, zazwyczaj nie mam czasu, jedynie czasem jak mi się przypomni w środku tygodnia, to umilę sobie kończący się dzień, natomiast w weekend sięgam już po nie znacznie częściej. Mam swoje ulubione i sprawdzone, do których zawsze wracam, dzisiaj chciałabym i Wam je pokazać. Posegregowałam je w 'grupy', tak, żeby łatwiej byłoby mi je opisać. Maseczki dobieram sobie w zależności na jaką mam ochotę, albo czego akurat potrzebuje moja skóra. Nie przeciągając... oto gwiazdy wieczoru...!
Na pierwszy ogień idą maseczki rossmannowskie, firmy Rival de Loop, łatwo dostępne i bardzo tanie, dostępne oczywiście w każdym Rossmannie. Bardzo je lubię, mają fajne, wygodne podwójne saszetki, z których łatwo wydobyć produkt. Zawartość w jednej saszetce jest odpowiednia akurat na jedno użycie. Maseczki kosztują około 1,60zł, na promocji można dostać je jeszcze taniej. Wszystkie maseczki mają ph neutralne dla skóry, nie zawierają parabenów, silikonów ani barwników, są więc przyjazne dla naszej buzi.
Na pierwszy ogień idą maseczki rossmannowskie, firmy Rival de Loop, łatwo dostępne i bardzo tanie, dostępne oczywiście w każdym Rossmannie. Bardzo je lubię, mają fajne, wygodne podwójne saszetki, z których łatwo wydobyć produkt. Zawartość w jednej saszetce jest odpowiednia akurat na jedno użycie. Maseczki kosztują około 1,60zł, na promocji można dostać je jeszcze taniej. Wszystkie maseczki mają ph neutralne dla skóry, nie zawierają parabenów, silikonów ani barwników, są więc przyjazne dla naszej buzi.
1. Rival
de Loop Hydro maseczka nawilżająca - jedna z moich
ulubionych z tej linii. Zawiera kwas hialuronowy, który intensywnie
nawilża i wygładza skórę. ma ładny zapach. Kiedyś dostępna
była z innym składem i w trochę innej szacie graficznej, ale
pamiętam, że po nałożeniu troszkę mnie szczypała buzia, w tej
wersji nic takiego nie miało miejsca, ładnie nawilża i ładnie się
wchłania.
2. Rival
de Loop maseczka oliwkowa, zawiera oliwę z oliwek i ekstrakt
z kwiatu lotosu. Maseczka łagodzi podrażnienia i chroni skórę
przed wysuszeniem. Ma dziwny ale niedrażniący zapach (przynajmniej
dla mnie), jest w formie kremu, bardzo przyjemnie się ją aplikuję.
3. Rival
de Loop maseczka złuszczająca peel-off - zawiera
ekstrakt z rumianku i aloesu, które nawilżają i koją skórę.
Bardzo lubię maseczki typu peel-off, są specyficzne, nie każdemu
jednak przypadną do gustu. Maseczka bardzo ładnie i głęboko
oczyszcza skórę, ma trochę gęstą konsystencję, bardzo łatwo
się ją jednak nakłada, i dosyć dobrze 'ściąga'. Najczęściej
nakładam ją po wcześniej zrobionym peelingu, wtedy działanie jest
mocniejsze.
4. Rival
de Loop maseczka zielone jabłuszko, odświeżająca - ma
ładny, miły dla nosa zapach świeżutkiego jabłuszka, który już
rozpieszcza naszą skórę. Fajnie odświeża buzię, nie podrażnia
i nie piecze po nałożeniu, ma bogaty skład - olejek jojoba, masło
shea, olejek z moreli, olej z pestek jabłka i winorośli. Chroni
skórę przed utratą wody, skóra wygląda na wypoczętą,
odświeżoną, nawilżoną i odżywioną.
Z
serii Rival de Loop lubię także bardzo maseczkę odżywczą truskawka
i wanilia, a także
wersję miód i
mleko, których
akurat na zdjęciu nie ma. Są również bardzo dobre i mają piękne
zapachy, które poprawiają mi humor.
Druga
'grupa' to maseczki z Bielendy. Są
łatwo dostępne, kupimy je raczej bez problemu w każdej drogerii
czy aptece. Kosztują coś około 3,50 zł, ale nie pamiętam
dokładnie. Moje ulubione to prezentowane na zdjęciu dwie wersje.
1. Bielenda
Awokado dla cery suchej i odwodnionej - to wg
producenta wysoko skoncentrowany preparat o silnym działaniu
nawilżającym i regenerującym; ekspresowo przynosi ukojenie oraz
przywraca komfort i świetną kondycję suchej i odwodnionej
skórze. Saszetka, którą dostajemy, to nic innego jak
dwu-krokowa maseczka nawilżająca, podzielona na dwa etapy. Etap,
czyli krok pierwszy to kompres nawilżający, który ma za zadanie
intensywnie nawilżyć naszą skórę, a także złagodzić i ukoić
podrażnienia. Nakładamy na twarz i pozostawiamy do wchłonięcia.
Etap drugi to maseczka, która chroni, intensywnie regeneruje i
odżywia skórę, wzmacnia ją i wygładza. Maseczkę nakładamy na
twarz, i również zostawiamy do wchłonięcia - nie trzeba jej
zmywać.
Produkt
przeznaczony jest do suchej, szorstkiej, odwodnionej skóry,
wrażliwej na zmiany temperatury. Idealnie nadaje się po zimie,
zregeneruje naszą skórę. Ma bardzo fajny, bogaty skład, zawiera
d-pantenol, olej kokosowy, olej palmowy, hydromanil, ekstrakt
awokado.
2. Bielenda
Olejek arganowy cera dojrzała i sucha - tak jak w
poprzedniej wersji i tu dostajemy saszetkę podzieloną na dwie
części: wygładzające serum i odmładzający koncentrat. Mimo, że
na opakowaniu widnieje informacja, iż produkt jest dla cery bardzo
dojrzałej, ja również po niego chętnie sięgam. To że ma
działanie odmładzające i wygładzające nikomu jeszcze krzywdy nie
zrobiło ;) Produkt zawiera koenzym Q10, ceramidy, kwas hialuronowy,
olejek arganowy, a także masło shea, które mają za zadanie
odżywić, zregenerować naszą skórę. Buzia po użyciu staje się
promienna, gładsza, a zmarszczki mniej widoczne. Wg producenta
produkt nadaje się dla nas, jeśli nasza cera jest
sucha, bardzo dojrzała, pozbawiona elastyczności i jędrności,
jeśli występują na niej przebarwienia spowodowane słońcem lub
procesami starzenia się skóry, a skóra na ciele jest szorstka,
przesuszona, wymagająca intensywnej regeneracji.
Będąc
kiedyś w H&M natknęłam
się na stoisko z kosmetykami, które swoją drogą są bardzo dobre
jakościowo. Chapsnęłam jedną maseczkę na próbę, ale tak się
polubiliśmy, że wróciłam po więcej. Tak też maseczki z
popularnej sieciówki stały się jednymi z moich ulubionych. Maseczki
przepięknie pachną, Opakowanie jest dosyć spore, jedno wystarcza
co najmniej na dwa razy, saszetka mogłaby być podzielona na pół,
wygodniej byłoby jej używać a produkt starczał by na dłużej.
Jedyna wada jest taka, że są one dostępne w sklepach H&M ( i
niestety nie we wszystkich) i są dosyć drogie. Około 5 zł za
jedno opakowanie.
1. Maseczka
uspokajająca gruszka&melon ma za zadanie wyciszyć
zmysły i zrelaksować naszą skórę. Dodatkowo oczyszcza twarz.
Kolor jest lekko zielony, jest łatwa w aplikacji, maseczkę
nakładamy na twarz i po 10/15 minutach zmywamy ciepłą wodą. Skóra
jest gładka i miła w dotyku.
2. Malinowa
maseczka oczyszczająca - ma w składzie ekstrakt z
maliny, mango, moreli, brzoskwini i granata. Pięknie owocowo
pachnie, jak owocowy kisiel. Zapach jest odprężający. Ma biały
kolor (swoją drogą, myślałam, że będzie raczej różowy).
Rzeczywiście oczyszcza, i wygładza naszą buzię.
3. Ochronna
maseczka kokosowa zawiera
masło shea i masło kokosowe, fajnie nawilża i delikatnie
oczyszcza skórę. Zapach jest dosyć intensywny, maseczka lekko
zastyga na buzi. Jest kojąca, sprawia, że nasza twarz jest gładka
w dotyku.
4.
Ostatnia, którą miałam okazję testować to przeciwutleniająca
maseczka jagodowa.
Tą wersję lubię najbardziej. Ba fajny, bogaty skład, zawiera
przeciwutleniacze, chroni i odświeża skórę. Jest też delikatnie
oczyszczająca. Zawiera olejek z pestek brzoskwini, który dobrze
nawilża. Pachnie naprawdę obłędnie!
Wiem,
że są też dostępne inne wersje maseczek: wygładzająca z glinką
z jagodami goji i granatem, delikatna maska z miodem
manuka i jaśminem, oczyszczająca,rozgrzewająca waniliowa, aloesowa oczyszczająca, pomarańczowa maseczka
peel-off, energetyzująca limonkowa, i ta, na którą mam
największą ochotę - czekoladowa!
Zbliżamy
się ku końcowi (troszkę Was jeszcze jednak ponudzę), teraz będą
maseczki, z których śmieje się mój chłopak :) Czyli nazywane
przeze mnie tzw. 'szmaciaki' :) Maski, zwane potocznie kompresami...
1. Maska
Mooya -
tak jak te z Bielendy podzielona jest na dwa etapy, bioaktywną maskę
i serum. Pierwszy raz miałam z nią do czynienia za sprawą pudełka
Glossybox. Wtedy po raz pierwszy widziałam w ogóle taką maseczkę
do twarzy :) Nie widziałam jej nigdzie stacjonarnie, szkoda, byłaby
wtedy łatwiej dostępna. Wiem, że można ją kupić na stronie
producenta (www.beautyface.pl) Teraz jest promocja, kupimy je za
około 14 zł, normalna cena to coś koło 25 zł, więc dużo
drożej. Jest ich parę rodzai, ja mam wariant perła - gładkość i
delikatność. To moje drugie opakowanie tego wariantu. Pierwsze
opakowanie, z jakim miałam przyjemność się spotkać było to
Total Efekt Wypełniacz Kolagenowy. Wszystkich wariantów jest około
20, więc jest w czym wybierać. Dla każdego, co innego :) Na
opakowaniu znajdziemy informację, że jest to produkt profesjonalny.
Nie zawiera parabenów, barwników, ani konserwantów i jest
przebadany dermatologicznie. Opakowanie zawiera intensywnie
działającą maskę na twarz i szyję, w postaci bawełnianego płata
silnie nasączonego naturalnymi substancjami oraz aktywne serum,
którym kończymy zabieg, i które ma za zadanie odmłodzić i
poprawić stan naszej skóry. Ogólnie aplikacja jest bardzo łatwa i
przyjemna (po prostu wyciągamy produkt z opakowania i kładziemy na
buźkę). Maska ma przyjemny, delikatny i świeży zapach. Można się
zrelaksować i odpocząć. W moim odczuciu jest to produkt taki
trochę luksusowy :) Żałuję jedynie, że produkt jest dosyć
drogi w cenie regularnej i niestety trudno dostępny...
2. Maska
kompres 4D intensywnie liftingująca i modelująca twarz marki Dermo
pHarma+. Ja swoją kupiłam w Hebe, widziałam, że też jest
spory wybór tych masek. Cena to niecałe 7 zł. Kompres, który
nakładamy na twarz nasączony jest aktywnymi składnikami, w
składzie znajdziemy m.inn.; kawior, kwas hialuronowy, ekstrakt z
zielonej herbaty, ekstrakt z granatu, wit. E, glukozaminę i wiele
innych. Kompres równomiernie rozprowadza się na buzi, wnika w
głębokie warstwy skóry, wygładza zmarszczki i
poprawia elastyczność, nawilża, i podobno rozjaśnia
przebarwienia. Bardzo ładnie pachnie, mam ochotę na inne warianty.
Działa bardzo fajnie, trzeba jednak zastosować parę razy, żeby
zobaczyć efekt. Jak na taki profesjonalny zabieg, który możemy
samemu sobie zrobić w domu, maska nie jest droga i łatwo dostępna.
3./4. Maski
kolagenowe firmy skin Recovery/Purederm koreańskiego
producenta Adwin. Cena coś około 6zł, ale widziałam, że często
są w promocji, ja swoje kupiłam w drogerii Hebe. dostępnych było
parę wersji, ja skusiłam się na malinową a także
czekoladowo-kakaową. Mają w składzie kolagen i witaminę e, które
mają zapobiec starzeniu się skóry, oraz ją rozświetlić. Kupiłam
je jedynie ze względu na zapach, wcześniej nie miałam przyjemności
poznać się z nimi. Wcześniej miałam jeszcze wariant lawendowy, na
pewno skuszę się jeszcze na delikatny rumiankowy. Kompres jest
porządnie nasączony, jednak po nałożeniu nic nam na szczęście z
buzi nie spływa. Producent zapewnia, że są w 100% wykonane ze
składników naturalnych, w składzie natomiast mają parabeny... :/
Jeżeli ktoś lubi azjatyckie kosmetyki, na pewno będzie zachwycony,
maski są dobrze dostępne, dosyć tanie, i warte wypróbowania.
Ostatnia
'grupa' to chyba najbardziej popularne i znane maski - Firmy Ziaja.
Ziaję uwielbiam w każdej postaci. Uważam, że mają świetne,
godne uwagi i polecenia produkty. No i co najważniejsze - nasze,
rodzime! Maseczki z glinką to jeden z moich ulubionych must have. Spośród
tej grupy, nie mam ulubieńca. Kocham je wszystkie tak samo.
Wszystkie robią mojej skórze dobrze <3. Lubię je aplikować w
zależności od tego jaki mam humor. Dostać je możemy niemal
wszędzie, są najłatwiej dostępne ze wszystkich przedstawionych.
Są najtańsze, kupić je możemy już nawet za 1,20 zł. Ja
zazwyczaj kupuję je w firmowych sklepach Ziaji, albo w Rossmannie.
Maski są wydajne, jedno opakowanie spokojnie wystarczy na dwa
użycia.
1. Maska
regenerująca z glinką brązową - przeznaczona jest dla
każdego rodzaju skóry, po nałożeniu na twarz glinka rzeczywiście
ma kolor brązowy. W składzie ma olej canola, proteiny ze słodkich
migdałów, glicerydy kokosowe, wit. E i prowitaminę B5. Odżywia i
regeneruje podrażnioną skórę. Łatwo się zmywa, ma przyjemny
kokosowo kakaowy zapach.
2. Maska
anty-stres z żółtą glinką.
Działa chyba naprawdę, bo zawsze poprawia mi nastrój - fajnie
wygląda na buzi ;) Jakby się miało musztardę na buzi ;) Ma bardzo
bogaty skład, skóra jest jakby bardziej odżywiona. Skóra nabiera
zdrowego blasku, zapach przypomina mi trochę zapach migdałów,
relaksuje i odpręża.
3. Maska
dotleniająca z glinką czerwoną -
ma kolor taki bardziej pomarańczowy, aktywnie rewitalizuje skórę,
łagodzi podrażnienia, i wzmacnia proces dotlenienia komórek skóry.
Po zmyciu maseczki skóra jest mięciutka i nawilżona, nie zapycha i
nie uczula. Miło, łagodnie pachnie.
4. Maska
oczyszczająca z glinką szarą -
to była pierwsza maska Ziaji, jaka wpadła w moje ręce. 'Wyglądam'
w niej jak bladziok i ufo ;) Przeznaczona jest do skóry mieszanej,
trądzikowej i tłustej. Ja mam mieszaną w kierunku do suchej i
krzywdy mi nie zrobiła. Używam jej zawsze jak mam jakieś
niedoskonałości. Jestem jej wierna, nie próbowałam żadnej innej
maseczki oczyszczającej tego typu. Dobrze oczyszcza, zmniejsza pory,
pochłania sebum. Zapobiega powstawaniu podrażnień, aktywnie
nawilża, ma też składniki o właściwościach kojących.
5. Maska
kojąca z glinką różową.
Łagodzi, redukuje podrażnienia na skórze, aktywnie nawilża i
tworzy warstwę osłaniającą naskórek. Polecana jest dla skóry
wrażliwej. Ma delikatny, nienachalny zapach, zmniejsza
zaczerwienienia, nie wysusza, zmiękcza naskórek i bardzo dobrze
odżywia. Używam jej zawsze jeśli moja buzia napotka jakiś
kosmetyk, który mnie podrażni, uspokaja wtedy moją
cerę.
6. Ostatnia
maseczka, Phyto Aktiv,
to moje ostatnie odkrycie, nie próbowałam jej nigdy wcześniej, bo
nie miałam takiej potrzeby. Od jakiegoś czasu zaobserwowałam że
na mojej buzi widoczne zaczęły być pojedyncze naczynka, przy
okazji jakiś tam zakupów sięgnęłam więc po maseczkę żelową
wzmacniającą, przeznaczoną dla cery naczynkowej. Jak nazwa
wskazuje ma konsystencję żelową, bardzo dobrze się nakłada, nic
nie spływa. Ma delikatny, lekko kwiatowy, przyjemny zapach. Przynosi
ulgę, twarz naprawdę mniej się rumieni, wzmacnia naczynka i
regeneruje naskórek. Na pewno będę do niej wracać.
Maseczek na mojej twarzy przewinęło się dosyć sporo, nie wszystkie okazały się być dobre dla mojej skóry. Nie wszystkie mi pasują. Podrażniają mnie niestety maseczki Lirene, AA, czy Perfecty a szkoda, bo mają bardzo fajny wybór. Ciekawa jestem jakich Wy macie swoich 'buziowych ulubieńców' ?
do następnego! <3
Najlepsze i najukochańsze dla mnie maseczki to właśnie te z Ziaji :-) Choć ostatnio polubiłam też maseczki Planete Spa z Avonu, ale to w pełnowymiarowych opakowaniach ;)
OdpowiedzUsuńZ Planet Spa mam dwa rodzaje, też lubię, ale częściej używam właśnie tych ;)
UsuńStosowałam maseczkę oliwkową z Rival de Loop dość dobry skład. Narobiłaś mi chrapki na inne maseczki... pomimo iż stosuję różnorodne oleje do skóry twarzy i dekoltu.
OdpowiedzUsuńAż mam chęć nałożyć sobie maseczkę... ;-)
OdpowiedzUsuńhehe, tylko którą? ;) ja dzisiaj też sobie zrobiłam wieczór spa ;)
UsuńNienawidzę maseczek Bielendy. Wypróbowałam chyba wszystkie, jakie posiadają i jeszcze żadna mi się nie spodobała. Ziajowych czasem używam, te z H&M kupiłam kiedyś dla picu, z ciekawości i szalenie mi się spodobały ;)
OdpowiedzUsuńWieczorami bardzo często robię sobie takie kuracje. Kosmetyki koreańskie od https://koreabu.pl na pewno świetnie się tu sprawdzą.
OdpowiedzUsuń