Dzisiaj taki szybki do poczytania post wrażeniowy, raczej nie bardzo kosmetyczny :) Od czasu do czasu, oprócz przyjemności ciała, trzeba sobie pozwolić na przyjemność duszy :)) Woski Yankee Candle goszczą u mnie już od ponad roku, a że ciągle wyszukuję nowe zapachy, to nie nudzą mi się w ogóle :) Lubię je bardzo. Woski są tanie (ok. 6/7 zł), w sumie dosyć łatwo dostępne (można je kupić już stacjonarnie no i ciągle przez internet), no i cieszą nasze zmysły ;)) Mam już kilka swoich ulubionych, i dzisiaj właśnie będzie o jednym z nich...
Jako, że już pewnie wiecie, że lawendę kocham prawie na zabój, to nie mogło zabraknąć w mojej kolekcji wosków Yankee Candle tegoż zapachu :)) Minęły już czasy, gdy lawenda kojarzy mi się tylko z babcinymi 'kulami na mole' chowanych w szafie. Dzięki temu, że jest fajnie przemycana w kosmetykach i innych produktach, i wcale nie podrażnia mojego nosa, stała jednym z ulubionych moich zapachów. Kiedyś nie za bardzo lubiłam lawendę, sama dokładnie nie pamiętam, kiedy nasze drogi się skrzyżowały i pokochały, a miłość ta trwa nadal :))) <3 Dzisiaj będzie o jednym z moich ulubionych wosków Yankee Candle - French Lavender.
Paląc ten wosk czuję się jakbym 'nosem' była w samym środku lawendowego pola :) Zazwyczaj lawendowe kosmetyki, czy produkty kupuję w ciemno, bo tak lubię ten zapach, jednak kilka razy rozczarowałam się niemiłosiernie, bo zapach z lawendą nie miał niestety nic wspólnego. Wosk jednak spełnił moje oczekiwania, sam zapach bardzo przypadł mi do gustu. Podsumowując: Zapach jest bardzo intensywny, ale nie nachalny. Koi i uspokaja zmysły. Pozwala się wyciszyć i zrelaksować. Zapach jest bardzo naturalny, nie czuję tu żadnej sztuczności czy chemii.
Też bardzo lubię lawendę, więc polubiłabym się z tym woskiem :-)
OdpowiedzUsuńKlasycznej lawendy jeszcze nie miałam, lubię za to wersję Lemon Lavender :)
OdpowiedzUsuń