niedziela, 15 listopada 2015

I love Balea!

Dzisiejszy post będzie taki trochę chwalipięcki, chciałam Wam bowiem pokazać produkty, które zamówiłam sobie jakiś czas temu i które miałam zamiar pokazać Wam już wcześniej, ale złośliwość i zbieg różnych przykrych zdarzeń sprawiły, że znowu zniknęłam z bloga na jakiś czas :( Firmę Balea kocha i kojarzy pewnie większość z Was (więc nie jestem sama). Poznałam ją oczywiście poprzez blogi, a sama po raz pierwszy 'namacalnie' miałam z Baleą styczność rok temu, w tamte wakacje, gdy byliśmy w Górach Stołowych, stamtąd niedaleko już było do czeskiej granicy (czyt. do DM-u), więc uradowana byłam niemiłosiernie :) Zrobiliśmy aż dwie rundy, i obładowana i najszczęśliwsza pod słońcem mogłam wracać po urlopie do domu. Jednak w tym roku nigdzie się nie ruszaliśmy, a tymbardziej w niemieckie, czy też czeskie strony, a że zapragnęło mi się znów poczuć tą zeszłoroczną, wakacyjną radość, zaczęłam poszukiwania w internecie. Swoją drogą nie wiem czemu dopiero teraz zaczęłam się rozglądać po internetowych sklepach (może skłoniła mnie nuda na l4). W końcu trafiłam na bardzo fajny sklep, który serdecznie Wam polecam. I mimo, że było to moje pierwsze zamówienie, to na pewno nie ostatnie :) Sklep możecie podejrzeć tutaj: www.bioema.pl. Mają bardzo fany asortyment, co najważniejsze duży wybór kosmetyków Balea, Alverde, czy tych wszystkich bardzo polecanych rosyjskich :) Więc na pewno na coś jeszcze się skuszę :) Na razie zamówiłam tylko parę produktów, nie chciałam też tak szaleć za pierwszym razem, ale mimo, że wiele nie kupiłam to i tak te kilka produktów sprawiło mi ogromną frajdę i radość :) 


Zapraszam więc do oglądnięcia ;) 
Na sam początek dwa żele pod prysznic: Vanille&Cocos i Cabana Dream :) Żeli jest taki ogromny wybór, rok temu przywiozłam prawie wszystkie, które były akurat w czeskim Dm'ie, i bardzo przypadły mi do gustu. Tak samo zresztą lubię te nasze, polskie Isanowe :) Są tanie, robią co mają robić, nie podrażniają i przepięknie pachną :) Z Baleą jest podobnie, są jedynie ciut droższe. Za każdy zapłaciłam 5,50 zł. Vanille&Cocos to kremowy, taki a'la mleczkowy, pięknie pachnący żel, który dobrze się pieni i umila nam czas pod prysznicem. Został już niestety capnięty przez mojego chłopa, który takiego szału jak ja na punkcie tej fimry nie ma, ale, że zapach ładny, to wziął ;) Cabana Cream natomiast to bardzo świeży, owocowy, pobudzający zapach marakui i brzoskwini, który doda nam energii, jeśli ktoś lubi takie słodkie zapachy :) Jest z edycji limitowanej, więc pewnie na stałe go nie będzie. Żele mają pojemność 300 ml i jeśli ktoś ma okazję, naprawdę polecam je nabyć :) 
Kolejne produkty, które chciałam wypróbować to szampony, które też spisywały się u mnie bardzo dobrze. Najmilej wspominam truskawkowy (zakochana w nim byłam), ale aktualnie nie było go na stronie, więc wzięłam po prostu takie, których wtedy nie miałam... Skusiłam się na trzy: Gruner Apfel, Vanille&Mandelol i Pfirsich&Cocos. Wszystkie pachną obłędnie. Aktualnie używam Balea'owych szamponów, tych z wersji Proffesionall, do włosów brązowych i z olejkiem arganowym, (które przywiozła mi znajoma z Ostravy) i bardzo jestem zachwycona. Moje włosy nie mają jakiś szczególnych wymagań, zazwyczaj każdy szampon, który do tej pory miałam spisywał się ok, parę było tylko takich przypadków, że ze znajomości nici... Wracając do Balea... Gruner Apfel, czyli zielone jabłuszko, to szampon, który możemy stosować codziennie. Energiczny, żywiołowy, piękny zapach zielonego jabłuszka świetnie oczyszcza włosy. Szampon jest z edycji limitowanej, zawiera witaminę B3 i prowitaminę B5. Vanille&Mandelol natomiast to wanilia i olejek migdałowy, intensywna kuracja przeznaczona do zniszczonych i wymagających włosów. Szampon ma ładnie wygładzać włosy i nadawać im zdrowy połysk. Szampon jest nawilżający, więc tymbardziej na plus :) Ostatni produkt to Pfirsich&Cocos, czyli szampon brzoskwinia i kokos, który przeznaczony jest to suchych i zniszczonych, wymagających regeneracji włosów. Ciekawa jestem ich bardzo :) Wszystkie szampony mają delikatną formułę, nie powinny więc podrażniać, i nie zawierają silikonów. 
Ostatnim produktem, jest taki mały balsamik, uniwersalny kremik do twarzy, ust i ciała, różano-lawendowy, który wzięłam z czystej ciekawości. Ma bardzo ładne, puszkowe, odkręcane opakowanie. Było kilka wersji zapachowych, ja wzięłam wersję z lawendą. O ile nie do końca przekonana byłam co do tego zapachu róży, to lawenda skusiła mnie bardzo. Kremik pachnie bardzo przyjaźnie, smaruję sobie nim wieczorem skronie i przyjemniej mi się zasypia :) 


...i to by było na tyle, jeśli chodzi o moje pierwsze, małe zamówienie z tego sklepu. Serdecznie Wam polecam, jeśli tylko macie możliwość. Dostawa do paczkomatu była naprawdę ekspresowa, a produkty szczelnie i dokładnie zapakowane, więc na pewno skuszę się jeszcze na zakupy w sklepie bioEma :) 






sobota, 5 września 2015

AVON, maska do włosów z olejkiem arganowym

Już parę razy wspominałam na blogu, że jakoś szczególnie nie jestem fanką maseczek czy odżywek do włosów. Nie mam za bardzo cierpliwości, czasu ani tak na prawdę potrzeby ich częstego i regularnego stosowania. Chociaż moje włosy pewnie byłyby wdzięczne za takie dodatkowe dopieszczanie. Jeżeli już jednak mam się na coś zdecydować, to zawsze preferowałam delikatne, nie obciążające włosów odżywki, mgiełki w sprayu. Jakiś czas temu, zupełnie przez przypadek wpadła w moje ręce (czy też włosy) Avonowa maseczka z serii Advance Techniques 360 Nourishment, która zauroczyła mnie na tyle, że postanowiłam podzielić się z Wami moimi wrażeniami. 



Jakoś specjalnie nie jestem fanką kosmetyków z Avonu, ale od czasu do czasu jakieś produkty przewijają się przez moje ręce, większość kosmetyków jest kupionych przypadkowo, z ciekawości i tak też było i z tym produktem.

OPAKOWANIE
Produkt dostajemy w ładnej, wąskiej, zamykanej na klik, 150 ml tubie. Opakowanie ma kolor niebieski, ze złotymi i białymi napisami i wizualnie jest bardzo przyjemne dla oka :) Produkt bardzo łatwo wydobyć ze środka, po prostu wyciskając jak pastę do zębów ;)

ZAPACH
...jest przecudny! Słodki, ale nie mdlący. Wiele kosmetyków z linii Advance Techniques ma właśnie ten specyficzny, miły dla nosa zapach, który ja uwielbiam, i który urzekł mnie naprawdę... :)



PRZEZNACZENIE / DZIAŁANIE
Czyli najważniejsze... Producent twierdzi, że maska nadaje się do każdego typu włosów. Nie wiem, czy to prawda, ale moim włosom krzywdy nie zrobił, wręcz odwrotnie. Maska ma za zadanie intensywnie nawilżać, regenerować i wzmacniać włosy. Zawiera olejek arganowy (niestety dopiero gdzieś pod koniec składu, więc troszkę czuję się oszukana tą piękną nazwą), wit E i prowitaminę B5, które nadają miękkość i zdrowy blask. Maska w mig odżywiła i nawilżyła moje włosy. Stosowałam ją raz, góra dwa razy w tygodniu, bo bałam się, że zbytnio obciąży mi włosy, ale nic podobnego. Włosy stały się ładnie odżywione, mięciutkie i błyszczące, moje końcówki wyglądały też na zdrowsze. A do tego wszystkiego piękny zapach nie znika od razu po myciu. 

KONSYSTENCJA
...jest bardzo fajna. Biała, gęsta mazia, idealnie rozprowadza się na włosach. Nic nie spływa ani z włosów, ani nie ucieka między palcami :) Produkt jest także bardzo wydajny mimo dosyć pozornego, małego opakowania. 



Wiem, że produkt ma różnorodne opinie, choćby na Wizażu, jedni maskę lubią i chwalą, drudzy twierdzą, że przetłuszcza włosy i w sumie nic z nimi nie robi. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy, moim włosom maska zrobiła dobrze ;) Na promocji kosztuje grosze, jest dosyć łatwo dostępna (teraz prawie każdy ma bezproblemowy dostęp do kosmetyków z Avonu). Myślę, że jak ten produkt mi się skończy, zachęci mnie to do spróbowania innych masek czy odżywek, w poszukiwaniu równie dobrego produktu. 



sobota, 1 sierpnia 2015

Zmywacz do paznokci Essence

Trochę mnie nie było, ale już wracam, już nadrabiam :) Nie będę się tłumaczyć, że ciągle za dużo czasu spędzam poza domem, i mam w sumie bardzo mało czasu, by pisać posty i zajmować się blogowaniem... Doba dla mnie powinna być chociaż troszkę wydłużona ;P Ale, ale! Założyłam Instagram. W końcu! Tam pewnie będę chociaż troszkę częściej :D


Lubicie malować paznokcie? Jeśli tak, to myślę, że ten post chociaż troszeczkę Was zaciekawi. Dzisiaj parę słów o jednym z moich ulubionych zmywaczy do paznokci. I chociaż nie maluję paznokci regularnie, to jest to jednak mimo wszystko przydatny produkt w mojej kosmetyczce. Pomalowane paznokcie wyglądają ładnie, a ręce prezentują się na bardziej zadbane, ale jest też druga strona medalu... Nie wiem, czy Wy też tak macie, że zmywanie lakieru nie należy do Waszych najprzyjemniejszych czynności... Ja od zawsze nie lubiałam zmywać paznokci, szorować płatkiem kosmetycznym, watą, czy gazikami, dlatego tymbardziej mogę Wam ten produkt polecić. Zmywacz z Essence kupiłam jakiś czas temu na promocji w Naturze, zaciekawiona jego formułą i polubiłam się z nim bardzo. Nie kosztował dużo, ale niestety nie pamiętam dokładnie ile. Coś około 10/12 zł. Wcześniej słyszałam co nieco o słoiczkowych, gąbkowych zmywaczach, więc postanowiłam przetestować ten, skoro nadarzyła mi się ku temu okazja. 


Produkt dostajemy w ładnym, różowym, plastikowym słoiczku, z różową zakrętką. Słoiczek w środku wypełniony jest czarną gąbką, która nasączona jest zmywaczem. Cały proceder polega na tym, że po prostu maziamy umalowany palec w gąbce, kręcimy nim, i po kłopocie, lakieru nie ma :) Zaletą jest także to, że kiedy zobaczymy, że nasza gąbka jest już mało nasączona, zawsze możemy po prostu dolać ulubionego zmywacza i mamy produkt jak nowy :) Produkt jest bardzo łatwy i wygodny w użyciu, co zaoszczędza dodatkowo nasz czas a przy tym świetnie działa, więc ma same plusy.


Lakier z Essence, to produkt bezacetonowy, dodatkowo wzbogacony olejkami z nutą zapachową. 
Pełny skład: Ethyl Acetante Alcohol, Aqua, Ricinus Communis Seed Oil, Argania Spinosa Oil, Panthenol, Glycerin, Tocopheryl Acetate Niacinamide, Citric Acid Parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene. 

Ciekawa jestem, czy znacie podobne do tego produkty, jakie możecie polecić, które są godne uwagi...


piątek, 12 czerwca 2015

Ulubieńcy maja.

Dzisiaj chciałam Wam pokazać produkty, po które najchętniej sięgałam w maju, czyli moich majowych ulubieńców :) Straszny mam teraz nawał obowiązków w pracy, więc do domu wracam padnięta jak zombi, dlatego też posty pojawiają się coraz to rzadziej, ale mam nadzieję, że wkrótce wszystko jednak wróci do normy :) 
Moi majowi ulubieńcy to przede wszystkim nowe produkty, z którymi nie miałam do czynienia wcześniej, a wydają mi się godne polecenia. 



Suchy szampon Batiste,
Fenomen suchych szamponów ogarnął już chyba nas wszystkie. Lubimy je, nic więc dziwnego, że zdobył i moje serce. Mój ulubiony to zdecydowanie wersja Cherry, który tak jak wszystkie inne wersje idealnie sprawdza się na wyjazdach, lub gdy mamy mało czasu a musimy szybko odświeżyć nasze kosmyki :) Największa jego zaleta, to to że daje natychmiastowy efekt, i pięknie pachnie <3 
Niedawno robiłam o nim osobną notkę, którą możecie przeczytać < t u t a j >. Produkt, jak najbardziej godny polecenia i przydatny każdej kobicie ;) 

Woda oczyszczająca Avene,
Pierwszy mój produkt tej marki (..no może drugi, bo pierwszy to był krem do rąk, który tak przeokrutnie śmierdział, że jakoś tak się zraziłam do tej firmy, mimo, że słyszałam, że mają fantastyczne produkty). Woda oczyszczająca, to nic innego jak micel na bazie wody termalnej. Produkt kupiłam przypadkowo, bo był akurat na promocji. W odróżnieniu do kremu, bardzo ładnie pachnie. Woda doskonale oczyszcza, zmywam codziennie nią mój makijaż, dobrze radzi sobie nawet z tym wodoodpornym. Zakochałam się w tym płynie, idealnie nawilża i odżywia skórę. Duża, 400 ml butla na promocji kosztowała 29 zł. 

Sól do kąpieli, Isana, Trawa cytrynowa&Bambus, 
Mój ostatni ulubieniec wannowy ;) Bardzo lubię Isanowe sole do kąpieli, ale ta wersja ostatnio skradła moje serce. Po ciężkim zagonionym dniu, idealnie nadaje się na wannowy relaks :) Jeśli macie ochotę, to o Isanowych solach pisałam kiedyś < t u t a j >



Oliwkowa woda tonizująca, Ziaja, 
Jest z tych produktów must have, które idealnie nadają się na lato i gorące dni. Woda tonizująca, podobnie jak woda termalna, szybko daje nam uczucie odświeżenia, dodatkowo nawilża i łagodzi, jest też niezastąpiona i polecana dla skóry suchej. Mgiełka z Ziaji całkiem niedawno weszła do sprzedaży, i chociaż nie przepadam za oliwkową serią tych kosmetyków, to mgiełka przypadła mi do gustu. Zawiera witaminę C i ekstrakt z liści zielonej oliwki. Nie pamiętam ceny, ale nie była droga, jest godna polecenia :) 

Naturalny olej ze słodkich migdałów, Etja, 
Kupiłam będąc w Gdańsku, i stojąc w kolejce w aptece, przez przypadek. Było kilka różnych do wyboru (m.inn.; olej arganowy, jojoba, z wiesiołka, masła shea, i avokado). Skusiłam się więc na słodkie migdały, zauroczona jego właściwościami, które wyczytałam na opakowaniu. Jak się potem okazało, słodkie migdały wcale nie pachną słodko, jak mi się wcześniej wydawało ;) Ale wyczytałam, że 100% olej migdałowy wcale migdałami nie pachnie. Lubię jego działanie, mimo, iż nie używam go codziennie. Olej jest bardzo tłusty, najlepiej nakładać go na noc, rano mamy buzię, jak niemowlak :) Można go też dodawać do kąpieli, czy całej skóry, olej doskonale nawilża, zwiększa elastyczność skóry, wygładza, regeneruje, pielęgnuje, można by tak wymieniać i wymieniać. Buteleczka 50 ml (taka typowo apteczna ;)) kosztowała mnie całe 9,50 zł :)) 



Zestaw do manicure i pedicure, IdennWelt, Rossmann,
To ostatni produkt, który zasługuje chyba na osobną recenzję. Kupiłam na promocji w Rossie, za około 20 zł. Czytałam o nim jakiś czas temu, i byłam bardzo ciekawa, jak działa. Zestaw dostajemy w poręcznym pokrowcu, dzięki temu możemy go wszędzie ze sobą zabrać. Mamy do wyboru 7 różnych końcówek, które nakładamy na urządzenie, w zależności od naszych potrzeb. W zestawie znajdziemy też obcinacz do paznokci i szpatułkę do odsuwania skórek. Mimo, że nie wszystkie końcówki przypadły mi do gustu (polerki są do kitu), i tak naprawdę dla mnie do użycia nadają się tylko trzy, to jednak jestem z zakupu zadowolona, bo maszynka fajnie i szybko pozbywa się skórek, i z tej funkcji tylko korzystam. 20 zł to nie majątek, więc jestem zadowolona, że chociaż nie zapłaciłam jakiejś kosmicznej kwoty ;)))



To by było na tyle, po krótce pokazałam Wam produkty, które najchętniej i najczęściej były przeze mnie używane w maju. Życzę Wam miłego wieczoru i udanego aktywnego weekendu. Pogoda ma dopisać, więc mam nadzieję, że nie będziecie kisić się w domu :))



środa, 27 maja 2015

Szampon do zadań specjalnych / BATISTE

Dzisiaj kilka słów na temat produktu, który potrafi uratować wygląd naszych włosów, gdy nie mamy czasu lub warunków na ich umycie. Osobiście mam fioła na punkcie ładnie wyglądających włosów. I nie mówię tu o wymyślnych fryzurach, czy perfekcyjnym modelowaniu, tylko o ich świeżym i ładnym codziennym wyglądzie. Mogę wyjść z domu nawet nieumalowana (jeszcze nie jest ze mną tak źle ;)), ale włosy muszę mieć zawsze umyte. Czasem, gdy warunki na to nie pozwalają, ideałem właśnie jest mieć produkt taki, jak suchy szampon. Batiste to moje ulubione suche szampony. Pamiętam, że pierwszym produktem tego typu kupionym przeze mnie był Frottee, kupiony w Rossmannie, który też zostawił w mojej pamięci pozytywne wrażenie. No ale jeszcze wtedy nie znałam Batiste :) Szampony te są już tak powszechnie znane, i lubiane, (teraz już) łatwo dostępne, że pewnie kochacie je tak samo jak ja :) 


Szamponów Batiste jest do koloru, do wyboru, wiele rodzajów i zapachów. Dzisiaj pokażę Wam moje dwa ulubione. Mam wersję Cherry <3, i Dark&Deep Brown - wersję dla dziewczyn z ciemnymi włosami (chociaż obecnie jestem teraz już ruda ;)) 

Zapach szamponów jest bardzo ładny, długo pozostaje na włosach. Zadaniem suchych szamponów jest przede wszystkim odświeżenie naszej fryzury, poprawienie ogólnego wyglądu, i sprawienie, by włosy wyglądały tak jak umyte ;) Dodatkowo zauważyłam, że takie szampony zwiększają objętość naszej fryzury :) Niemniej jednak, żaden suchy szampon, nawet ten najlepszy niestety nie zastąpi nam umycia głowy, jednak od czasu do czasu, lub gdy warunki z różnych powodów nam na to nie pozwalają, możemy ułatwić sobie nim naszą 'włosową higienę' i sprawić, że nasz wygląd też będzie prezentował się dobrze :) 

Suche szampony wyglądem przypominają lakiery do włosów i użytkuje się je w podobny sposób, po prostu psikając z danej odległości na pasma włosów.  Gdy już spryskamy nim nasze włosy, trzeba szampon potem delikatnie w nie wmasować, pozbawiamy się w ten sposób białego osadu. Ja natomiast spryskuję włosy, a potem je delikatnie rozczesuje i sprawa załatwiona. Są ładne, pachnące i błyskawicznie odświeżone. Aplikacja jest naprawdę prosta, i raczej nie powinna Wam sprawić żadnego problemu :) 


Aplikacja jest naprawdę dziecinnie łatwa, chociaż muszę przyznać, że zanim poznałam te szampony, to naczytałam się o tym białym, nieznikającym osadzie, jaki pozostaje na włosach, i teraz wiem, że pisały to osoby, które pewnie po prostu źle aplikowały szampon :) Zresztą, wystarczy spojrzeć na obrazek, który znajduje się na opakowaniu i pokazuje w jaki sposób szampon mamy nakładać, i wszystkie obawy znikają ;) Zresztą, jeśli boicie się tego osadu/nalotu, kupcie sobie wersję dostosowaną do waszego koloru włosów. A do wyboru jest kilka, więc nie powinnyście mieć problemu z dobraniem odpowiedniego (ja mam np 'odcień' dark&deep brown, który ma ciemniejszy barwnik).


Szampon trochę matowi włosy. To chyba jedyny minus tego produktu. No ale coś za coś. Lepsze matowe, niż przetłuszczone... Produkt jest bardzo wydajny, przynajmniej jak dla mnie... Używany od czasu do czasu, naprawdę wystarczy na długo. 

Podsumowując, myślę, że suchy szampon to taki produkt, który powinna mieć w domu każda kobieta. Obojętnie, czy myje włosy nałogowo, codziennie (tak jak ja;)), czy co dwa dni. Taki produkt zawsze się przyda. A w jakiejś awaryjnej sytuacji będzie jak znalazł :)