niedziela, 30 listopada 2014

Garnier deodorant Neo

Dzisiaj słów kilka o produkcie, który dzięki wpisom na innych blogach, wzbudził i mój zachwyt... Firma Garnier wymyśliła rewolucyjny, nowej generacji produkt, który ma uprzyjemnić naszą codzienną pielęgnację. Strasznie byłam ciekawa tego produktu, więc nic dziwnego, że przy pierwszych lepszych zakupach w Rossmannie wpadł on do mojego koszyka :)) Dla wygody, zwykle na codzień wolę używać antyperspirantów w spray'u, i jakoś nigdy nie przepadałam za tymi w kulce, czy sztyfcie. Dla Garniera postanowiłam zrobić wyjątek. Antyperspirant dzięki temu, że ma formułę suchego kremu, naprawdę błyskawicznie się wchłania. 
Jest kilka wariantów zapachowych do wyboru: Fruity Flower (kwiatowo-owocowy), Shower Clean (cytrusowa świeżość spod prysznica), Soft Cotton (bawełniana świeżość), Fragrance Free (bezzapachowy), Fresh Blossom (świeże kwiaty). Ja mam wersję Shower Clean. Bardzo ładna tubka, wygodnie leży w ręce, jest dosyć mała, znajduję się tam 40 ml produktu. Kosztuje około 13 zł. Dostępna jest bez problemu w drogeriach, aptekach, i na półkach z produktami kosmetycznymi. 




Producent twierdzi, że produkt ma nam zapewnić 48 godzinną ochronę przed poceniem, oraz regenerację skóry pod pachami. Aż tak daleko nie wybiegała bym z tą obietnicą, poza tym, kto przetrwa całe 48 godzin bez kąpieli, czy prysznica. :))) Aplikacja jest bardzo łatwa i daje przyjemny efekt. Użycie daje uczucie komfortu i ukojenia skóry. Używam go codziennie od jakiegoś czasu i mogę śmiało stwierdzić, że sprawdza się naprawdę dobrze, lepiej od antyperspirantu w spray'u, którego dotychczas używałam. Zapach jest delikatny, ale bardzo przyjemny, po aplikacji dosyć szybko się ulatnia i jest już mało wyczuwalny. 




Jest wygodny, jeżeli chcemy zabrać go ze sobą, ma fajną, poręczną tubkę, która bez problemu zmieści się w damskiej torebce. Tubka jest dosyć mała, rozmiarami przypomina krem do rąk, nie wiem, dlaczego miałam wyobrażenie, że jest zdecydowanie większa, i gdy zobaczyłam ją pierwszy raz w Rossmannie, to moja pierwsza myśl była... ooo, takie to małe :))

Aplikacja polega na odkręceniu zakrętki, wyciśnięciu odpowiedniej ilości produktu i aplikacji aplikatorem pod pachy! (masło maślane). Spotkałam się z informacjami na forach, że dziewczyny nakładają produkt najpierw na rękę, a potem pod pachę... :) Noooooo, ręce opadają :D 




Produkt ma fajny, bogaty skład, zawiera naprawdę sporą ilość składników pielęgnacyjnych, jego formuła naprawdę zapewnia ochronę i regenerację skóry. Nie wysusza i nie podrażnia skóry nawet świeżo po depilacji. 



środa, 19 listopada 2014

Douglasowa wishlista! Część I - Pielęgnacja

Miesiąc temu miałam ochotę na takie małe szaleństwo marzeniowe i zamieściłam na swoim blogu chciejlistę sephorowską, czyli produkty, które chętnie widziałabym u siebie w łazience a do kupienia są akurat w perfumerii Sephora. Poczytać możecie tutaj: <c z ę ś ć p i e r w s z a> i <c z ę ś ć d r u g a>


Dzisiaj na tapetę wrzucam produkty, które możemy nabyć w głównie w Douglasie, i przeznaczone są do pielęgnacji. Jeśli chodzi o porównanie tych dwóch perfumerii, to raczej kręcą mnie produkty sephorowskie, ale i w Douglasie wybrałabym kilka dla siebie :)


Woda perfumowana Our Moment by One Direction
Dostępna jest w trzech pojemnościach: 30 ml (129 zł), 50 ml (175 zł) i 100 ml (219 zł). Bardzo podoba mi się ten zapach. Słodki, delikatny, kobiecy zapach stworzony przez chłopaków z One Direction. Bynajmniej nie jestem fanką tego zespołu, ale zapach chętnie widziałabym u siebie na półeczce :)) Do tego ten piękny flakonik, i całość pięknie prezentuje się razem :)

J.S.Douglas Söhne, Krem do ciała Aloes & Opuncja figowa
Wąchałam kiedyś tester w Douglasie, i to właśnie ten zapach urzekł mnie najbardziej. Dostępne są jeszcze inne wersje zapachowe: lawenda&tymianek, melisa&imbir, olejek shea&witaminy. 200 ml kosztuje 49 zł. Myślę, że jednak trochę za dużo jak za słoik z balsamem :)

Krem pod oczy, Clinique, All About Eyes
Doskonały krem pod oczy, miałam miniaturkę, która była dołączona przy zakupach online na clinique.com. Piękny, mały słoiczek starczył mi na niecałe 2 miesiące stosowania (ta miniaturka oczywiście ;))
Zakochałam się w tym kremie, marzy mi się pełnowymiarowy produkt, który kosztuje niestety 165 zł za 15 ml. Myślę, że jednak wart jest swojej ceny, to najlepszy krem pod oczy jaki miałam do tej pory (a miałam ich rzeczywiście dosyć sporo). Pięknie wygładza i nawilża skórę pod oczami, ma fajną konsystencję i jest bardzo wydajny.

Douglas Shine&Style, Lakier do włosów
Miałam już kiedyś ten lakier i baardzo baaardzo byłam zadowolona. Kupiłam z ciekawości, na wyprzedaży. Nigdy wcześniej nie miałam lakieru do włosów w spray'u. Piękny ma zapach, jest łatwy w użyciu a przede wszystkim bardzo dobrze utrwala fryzurę. Dodatkowo nadaje włosom połysk, wzmacnia i chroni, przed promieniami UV. Butelka 200 ml kosztuje 49 zł. 

J.S.Douglas Söhne, Puder do ciała w spray'u
Ma przepiękne opakowanie. W sumie, tak na dobrą sprawę, myślę, że jest to produkt całkowicie mi zbędny, ale ma tak śliczne opakowanie i prezentuję się tak ładnie, że z chętnie miałabym go u siebie :)) Malutka buteleczka kosztuje 39 zł. Jest kilka wersji zapachowych. Myślę, że świetnie nadawałby się na imprezy, czy letnie dni, ze względu na swoje świecące drobinki. 

Stara Mydlarnia, Sól do kąpieli
250 ml to koszt około 15 zł. Jak na spróbowanie, nie jest tak strasznie :)) Są różne wersje zapachowe, a produkty Starej Mydlarni są mi znane i lubiane. Można je też kupić w drogerii Natura :)) 

Natural Aromas, miętowa sól do kąpieli 
Spodobał mi się zapach - świeża mięta. Nie często można dostać taki produkt. Mięta podobno posiada właściwości uspokajające, regenerujące a stosowana do kąpieli ma też właściwości antycellulitowe :)))) Same plusy a poza tym bardzo lubię miętę, więc myślę, że polubiłabym też tą sól do kąpieli. Trochę dużo kosztuje, bo 19 zł. Może gdzieś napatoczy mi się tańszy odpowiednik :))



I to by było na tyle, jeśli chodzi o pielęgnację douglasowską :) Troszkę więcej produktów będzie w wersji kosmetycznej :) 
Tymczasem, borem, lasem, życzę Wam miłego dnia :)))) 

niedziela, 16 listopada 2014

"Magia Spojrzenia" by Bobbi Brown!

Dzisiaj chciałam napisać parę słów na temat najnowszej książki Bobbi Brown "Magia Spojrzenia", która ukazała się całkiem niedawno, bo początkiem października, chociaż niestety ja kupiłam ją jeszcze trochę później, bo nie była dostępna nawet online, a co dopiero stacjonarnie. Jak już wiecie, chrapkę na tę książkę miałam już parę postów temu (czytaj T U i T U.) Kupiłam ją w Matrasie, bo wychodziła korzystniej niż w Empiku. Kosztowała około 29 zł. Zapraszam na moje wrażenia. Będzie szybko i konkretnie :))



A teraz mały wstęp, żeby było wiadomo o kim dzisiaj mowa :) 
"..Bobbi Brown to światowej sławy makijażystka, autorka bestsellerowych książek, m.in. "Perfekcyjny Makijaż", twórczyni marki Bobbi Brown Cosmetics, oraz własnej linii okularów - Bobbi Brown Eyewear. Jej kosmetyki do makijażu i pielęgnacji sprzedawane są na całym świecie.."
Jednym słowem, tej utalentowanej babeczce wiedzie się całkiem dobrze :)))

Książka ma mały format (taki a'la A5), ma utwardzoną okładkę, i 120 stron. Jak tytuł wskazuje - poświęcona jest w całości tylko i wyłącznie makijażowi oczu. To taki minipodręcznik, który ma nam pomóc wykonać makijaż idealnie dopasowany do kształtu i koloru oczu. 
Spis treści podzielony jest na trzy części; 
część pierwsza - zawiera podstawy i trochę teorii - prezentowane są narzędzia i pędzle, które pomogą wykonać perfekcyjny makijaż oczu. W tym rozdziale poczytamy też o pielęgnacji oczu, kremach, składach kosmetyków, poprawnym demakijażu. W fajny, obrazkowy sposób przedstawione zostały techniki makijażu w zależności od kształtu oczu. Znajdziemy także informacje na temat korektorów, eyelinerów, modelowania brwi, czy malowania rzęs. Krótki, ale ciekawie napisany rozdział. 





Część druga to typowo praktyczne prezentacje różnych wersji makijażu oczu. Duże, ładnie zrobione zdjęcia wraz ze wskazówkami krok po kroku prezentują różne rodzaje makijażu. Znajdziemy tu makijaż naturalny, cielisty, połyskujący, imprezowy, nude, smoky eye, czy retro. Wskazówki na temat sztucznych rzęs, czy akcentu ust doskonale dopełniają ten rozdział. 





Ostatni rozdział to gratka dla dziewczyn noszących okulary. Z racji tego, że Bobbi sama nosi superaśnie, modne okulary, pewnie dlatego powstał ten rozdział, bo wiele dziewcząt ma ciągle jednak problem z 'okularowym' makijażem. W książce znajduje się mnóstwo cennych porad i wskazówek dotyczące wyboru idealnych oprawek, oraz właściwego i widocznego pokreślenia oczu. Myślę, że rozdział fajny i interesujący, bo wciąż jednak mało jest informacji na ten temat. 




Myślę, że dla kogoś kto lubi i ceni sobie taką literaturę, książka będzie fajnych uzupełnieniem biblioteczki, i na pewno warto ją kupić. Znajdziemy w niej wiele cennych, konkretnych i zwartych porad. Makijaże Bobbi są niezwykle naturalne i bardzo twarzowe, autorka nie stara się nas zmieniać, tylko radzi, jak wydobyć to, co najpiękniejsze. 



czwartek, 13 listopada 2014

Za co lubię jesień!?

Już wcześniej wspominałam, że jesień to moja ulubiona pora roku. Jest magiczna, pełna uroku, ma jedyny w swoim rodzaju klimat. 
Jesienna ze mnie dziewczyna, pewnie dlatego tak się lubimy z tą porą roku :))))




Za co lubię jesień???! <3

Za litry wypitych herbat... Tylko jesienią piję hektolitry różnych, przeróżnych rodzajów herbat i tylko jesienią smakują one tak wyjątkowo. No dobra, zimą też. :)) Ale faza na herbaty zaczyna się właśnie jesienią. Mam swoją dosyć sporą kolekcję, głównie zielone, czerwone, białe, ziołowe, wyszukane różniste owocowe, w tytkach, do zaparzania, przeróżne. Obowiązkowo z miodem, cytryną, czasami lubię sobie wrzucić goździki, czy dolać soku malinowego :) Zimą natomiast mam zawsze wielką chcicę na kakao, czy gorącą czekoladę. Zimą smakuje najlepiej :))



Lubię jesienne spacery i wycieczki (jeśli akurat nie grzmi burza), ale na szczęście w tym roku, jesień mamy piękną :) Mało deszczu, dużo słonka! Góry najpiękniejsze są właśnie jesienią, nie zimą, nie latem, właśnie jesienią. Widok pięknych, kolorowych liści i drzew cieszy oczy, i ładuje akumulatory lepiej niż dzbanek kawy. Czasami, gdy jest brzydka pogoda wściekam się, że mokną mi nóżki a ja dalej nie mam swoich wymarzonych kaloszy (a oglądałam miliony różnych i najbardziej podobają mi się zwykłe, błyszczące, czarne Huntery, ale cena jest dla mnie zabójcza :/). Za to parasolek mam do wyboru, do koloru ;)



Jesienią zawsze mam taki zwyczaj, że kupuję kolorowe wrzosy, które pięknie wyglądają na moim kuchennym parapecie. Są tanie, wybór jest dosyć spory, w tym roku kupiłam niebieskie, pomarańczowe i zielone, i cudnie wyglądają w mojej ikejowej podłużnej doniczce :) Ostatnio ktoś powiedział mi, że nie powinno się mieć wrzosów w domu, bo to podobno nie wróży nic dobrego, ale dzięki temu, że nie znam się na przesądach, to nie przejmuję się tym zbytnio :)) 



Wieczorem lubię palić w domu świece, woski zapachowe i olejki. W całym mieszkaniu roztacza się piękny, miły, ciepły zapach, w zależności od tego, jaki mam nastrój i na jaki mam ochotę. Nawet mój chłopak przyzwyczaił się już do tych pachnidełek. Najczęściej palę woski yankee candle w kominku. Mam ich milion rodzai, także co dzień, co innego. 



Jesień to niestety nie zawsze ładna pogoda, czasem bywa, że jest szaro i mglisto, lubię wtedy wieczory, czy dnie z laptopem na kolanach, pod mięciutkim kocem, czy oglądanie ulubionych seriali, na które nie mam normalnie czasu. 




Wieczorne rytuały w łazience swój początek mają właśnie jesienią. Uwielbiam różnego rodzaju sole do kąpieli, pachnące płyny do kąpieli, oleje, i wszystko co wrzucić można do wanny. Ten klimat, kilka minut odprężenia po całym szalonym dniu. Szybki prysznic jest fajny na lato, ale na jesienne (coraz chłodniejsze) wieczory dobrze jest czasem wygrzać te nasze kości w pięknie relaksującej i pachnącej wannowej pianie. O moich ulubionych solach do kąpania możecie poczytać T U T A J. Mini - wieczorne domowe spa, maseczki i drobne zabiegi, które mogę wykonać na swoje ciało i twarz sama, też podobno najlepiej zapoczątkować jesienną porą. O ulubionych maseczkach na twarz był już kiedyś fajny post T U T A J



Jesień można pokochać za wiele rzeczy. Za to że mimo przemijającego lata jest ciepła, kolorowa, nastawia pozytywnie, ładuje nową energią i delikatnie pomaga nam przestawić się na zimę, którą niespecjalnie lubię. Najbardziej urocze, pamiętane z dzieciństwa, zabawy z kasztanami, bawią i cieszą dalej nawet takiego starego pryka jak ja :))




A Wy, lubicie jesienną aurę??? :)))






zdjęcia: Źródło - internet.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Kalendarz Adwentowy z Douglasa

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o nim rok temu, zapragnęłam mieć takie cudeńko. Taki mały, niby zwyczajny gadżet, a cieszy jak pierun. Widziałam też parę różnych wersji: kalendarz z Douglasa, z Benefitu i The Body Shop. Z Benefitu musi kosztować pewnie majątek, ale i tak nie mam pojęcia, gdzie może być dostępny, ale jak dostałabym w prezencie, to oszalałabym z radości ;)) Ten z TBS jakoś mnie tak bardzo nie kusi, postanowiłam więc w tym roku zaopatrzyć się w ten Douglasowy :)))) 

I tak oto, podczas ostatnich zakupów, wypatrzyłam, że w Douglasie jest już dostępny, więc nie mogłam go nie kupić :)) Na razie wisi i czeka na swoje dni, ale nie powiem... Już parę razy kusiło mnie, żeby podejrzeć i rozpakować chociażby jeden, czy dwa kartoniki :)) 
Od razu wywaliłam wielką kartkę, która dołączona była do kalendarza, i która przedstawiała co i w jakim okienku się znajduję. Walczyłam ze sobą całą drogę, żeby nie podejrzeć, ale chciałam mieć prawdziwą niespodziankę i radość z poszczególnych okienek, dlatego po powrocie do domu po prostu ją wywaliłam. Żeby nie kusiło :)) 


Kalendarz jest dosyć sporych rozmiarów, jak taka wielka teczka, wyposażony dodatkowo w rączkę do trzymania. Okienek jest oczywiście 24, w których mieszczą się miniaturki (nie próbki) firmowych kosmetyków. Cena to 129 zł, ja miałam jeszcze bon 20%, więc wyszło mnie to 100 zł z groszami. Trochę dużo.. Ale patrząc z drugiej strony, każdemu z nas należy się czasem taka mała frajda i przyjemność. Nie wiem dlaczego, ale na allegro kalendarz kosztuje więcej niż w Douglasie, nie dajcie się więc naciągnąć i nabrać... 




Najfajniejsza w tym wszystkim jest świadomość tej niespodzianki, która na nas czeka pod tekturką przy jednoczesnym powstrzymywaniu tego wewnętrznego diabełka, który w nas siedzi i kusi, oj kusi. 

Podsumowując, jeśli ktoś ma ochotę, to serdecznie polecam sprawić sobie taką radochę, no i wytrwać! :)))) No i zawartość raczej nie pójdzie nam w bioderka, kalendarz jest bardzo dietetyczny :D
Na koniec zrobię oczywiście taki post podsumowujący zawartość kalendarza.  


Pozdrowienia! :)))))

poniedziałek, 3 listopada 2014

Było, ale się skończyło! Mini - Denko #1 / październik

Lubię czytać i oglądać na innych blogach takie serie, więc postanowiłam od czasu do czasu zamieszczać takie zbiorowe mini recenzje. Mimo wielkiej chęci i dużego zapału, jednak ciężko było mi się zabrać za pisanie tego posta. W sumie nie odłożyłam zbyt dużej ilości kosmetyków, bo mimo, że ten temat świtał mi w głowie już od jakiegoś czasu, to w gonitwie codzienności zapominałam o tym. 


Myślę, że jak na pierwszy raz, nie będzie tak źle. Pokażę Wam, te produkty, które mimo wszystko jakimś cudem udało mi się odkładać w kąciku pokoju w papierowej torbie ;-) Są to same produkty do pielęgnacji, obiecuję, że temat się rozwinie z każdym kolejnym tego typu postem ;-) 

Na pierwszy ogień idą szampony, jakie służyły mi przez ostatni czas. Muszę się przyznać, że w łazience zawsze otwartych mam parę butelek różnych szamponów. Nie mam niestety nawyku mycia tylko jednym i dopiero jak się skończy to następnym. W zależności od nastroju sięgam za każdym razem po inny. Też tak macie?


Fructis Garnier - Fresh, szampon wzmacniający
Od czasu do czasu lubię kupować szampony Garniera, mam już swoje ulubione, ale również i takie, które nie podbiły mojego serca. Zdecydowałam się na wersję Fresh, wzmacniającą, bo po lecie włosy były trochę przesuszone. Szampon ładnie orzeźwiająco pachnie, fajnie się pieni, dobrze oczyszcza skórę głowy, generalnie robi to co powinien. 

Dove, Nutritive Solutions
Jakoś wcześniej nigdy nie po drodze mi było do kosmetyków marki Dove, dzięki temu, że wygrałam zestaw kosmetyków Dove, mogłam poznać także szampon tej marki. Muszę stwierdzić, że byłam bardzo na plus. Włosy były gładkie i pięknie się błyszczały, szampon ładnie odżywiał i poprawiał stan włosów. Ładny, ale bardzo delikatny zapach dosyć długo utrzymywał się po umyciu. 

Balea, szampon truskawkowy
Kiedy już podczas wakacji napadłam na DM i wykupiłam zapas kosmetyków Balea na pół roku, zapach tego szamponu chyba urzekł mnie najbardziej ze wszystkich produktów. Szampon nadaje się do codziennego stosowania, nie ma w składzie silikonu, pięęęęęęknie pachnie, a zapach utrzymuje się na włosach dosyć długo. Szampon fajnie się pienił, nawet dokładnie mył, jedyna szkoda, że się już skończył ;-)

Avon, Advance Techniques, Morooccan Argan Oil
Kiedyś już miałam ten szampon i pamiętam, że byłam bardzo zadowolona, więc nie wahałam się zamówić go sobie znowu. Nie wiem, czy trafiłam na jakąś wyleżaną, felerną butelkę, czy moje włosy zrobiły się jakieś inne, ale miałam wrażenie, że to już nie ten sam szampon, który miałam kiedyś. Pamiętam, że zapach po umyciu utrzymywał się na włosach niesamowicie długo i był naprawdę przyjemny, teraz tego natomiast nie zauważyłam. Miałam wrażenie, że wręcz czasami sklejał i przetłuszczał mi dodatkowo włosy, dlatego też męczyłam tą butelkę dosyć długo. 

Po kąpieli włosów zapraszam na kąpiel ciała. Żeli do ciała też jednocześnie używałam różnych, ale to chyba normalne, bo chyba wszystkie za każdym razem mamy przecież ochotę na inny zapach podczas mycia. 


Le Petit Marseillais, kremowy żel pod prysznic, mleczko waniliowe
Wzięłam na wypróbowanie, wszak firma była tak rozreklamowana, że aż wstyd by było nie kupić. Jednak jakoś kopara mi nie opadła. Teraz mam wersję lawendową i muszę przyznać, że jest o wiele lepsza :-)

Isana, kremowy żel, aloes i jogurt
Rossmannowskie żele Isany bardzo lubię chyba w każdej wersji zapachowej. Są tanie, świetnie się spisują i można wybierać z bardzo bogatej oferty. Żel ładnie pachnie, skusił mnie ten aloes w nazwie, który w składzie niestety jest daleko.. Ale nie to jest najważniejsze, więc przemilczmy to. ;-) 

Fa, Vitamin&Power, Honey Melon
Kupiony na promocji, na chybił trafił, a okazał się naprawdę fajnym produktem. Bardzo ładnie pachnie, fajnie oczyszcza. Jak natknę się kiedyś przy okazji, to myślę, że spróbuje jeszcze inne wersje zapachowe :-)

Isana Med, Urea, żel pod prysznic z zawartością mocznika
Kupiłam, gdy miałam problem ze zbyt suchą skórą, muszę przyznać, że dobrze się sprawdził. Żel jest bardzo delikatny i łagodny, mimo to, intensywnie i odczuwalnie pielęgnuje wysuszoną, podrażnioną skórę. Pachnie bardzo delikatnie. Nie zawiera barwników, silikonów i parabenów. Ma pH neutralne dla skóry. Fajny produkt za małą kwotę. 

Moje skromne denko kończą produkty do pielęgnacji twarzy. 


Vichy Normaderm, głęboko oczyszczający żel
Jeden z moich ulubieńców, jeśli chodzi o żele do mycia twarzy. Pierwszy raz kupiłam go w ciemno, omamiona reklamami, polubiłam go na tyle, że zawsze do niego wracam. Żel zawiera wodę termalną,  i mimo, że dosyć dobrze oczyszcza, to jest delikatny i idealnie nadaję się do skóry suchej i wrażliwej. Często można go kupić na fajnej promocji w Super Pharm. Jest bardzo wydajny. Plusem dla mnie jest też to, że ma pompkę! :-)


Sephora, Super demaquillant yeux waterproof, płyn do usuwania makijażu wodoodpornego
Mój ulubieniec, jeżeli chodzi o zmywanie makijażu. Mimo, że miałam już masę różnych ścieraczy do oczu, to jeszcze nie trafiłam na lepszy od tego. Jest absolutnie fantastyczny, usuwa wszystko raz dwa, bez żadnego tarcia, jest bardzo bardzo wydajny, nie szczypie i nie podrażnia. Wspominałam o nim też < t u t a j >


Clinique, Clarifyind Lotion Clarifiante, tonik/płyn do codziennej pielęgnacji, krok 2
Zaczęłam od małej 100 ml buteleczki, która dołączona była do zestawu startowego 3 kroki z Clinique, teraz regularnie kupuję tą dużą butelkę, która przy codziennym stosowaniu i tak starcza na max czasu. Prześwietnie oczyszcza twarz, i mimo swojej drogiej niestety ceny, jest warty każdej wydanej złotówki. Wspominałam o nim w poście dotyczącym pielęgnacji mojej twarzy < t u t a j >


Bioderma, Sebium Gel Moussant, antybakteryjny żel do mycia twarzy
Kupiłam go kiedyś na wyprzedaży w Hebe, potem parę razy zagościł jeszcze w mojej łazience. Mimo, że zalecany jest do trądzikowej i tłustej skóry, to świetnie też oczyszcza skórę wrażliwą, mieszaną i suchą. Nie podrażnia, zapobiega zatykaniu się porów, działa antybakteryjnie, nie wysusza, bo nie zawiera mydła. Ogólnie bardzo lubię kosmetyki Biodermy, kiedyś myślę zrobić taki post ogólny z produktami tej marki :-)



Denko małe, ale pierwszy tego typu post przynajmniej już za mną ;-) Muszę wyrobić sobie nawyk 'zbieractwa', a nie automatycznego wywalania do kosza, wtedy posty będą dłuższe ;-) 


 Miłego dnia Wam życzę! :-)